sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 20

Las… Znajdowałam się w ciemnym lesie. Nie widziałam niczego nawet z wampirzymi zdolnościami. Szłam po omacku, co chwilę dotykając jakiegoś drzewa. Nagle coś mknęło w oddali.
Światło!
Małe, żółte kółeczko, które mówiło, że tam jest upragnione światło. Szybko pobiegłam w tę stronę. Po chwili zaczęłam wszystko widzieć. Las został rozświetlony. Nagle zrobiło się jasno. Szybko zasłoniłam oczy, ponieważ te przyzwyczaiły się do ciemności i jasność tylko je raziła. Po chwili moje oczy zaakceptowały światło i mogłam rozejrzeć się po okolicy. Stałam samotnie na jakiejś polanie. Nie było nikogo, niczego. Żadnej żywej duszy. Nie słyszałam żadnego bicia serca. Ta cisza, która tu panowała była aż bolesna. W tym lesie, w tej ciszy czułam się jakbym była martwa. Jakbym nie mogła już nic powiedzieć, uśmiechnąć się, nikogo dotknąć. Nagle usłyszałam trzask gałęzi za mną i szybko się odwróciłam. Za drzewem zauważyłam dziewczynę. Blondynka z czerwoną peleryną. W jej oczach widziałam tyle uczuć.
Strach.
Ciekawość.
Szczęście.
Troska.
Wszystkiego po trochu. Stałam w bezruchu i patrzyłam się na nią, tak jak ona na mnie. Żadna z nas nic nie mówiła, jakby słowa były zbędne. Jakbyśmy rozumiały się bez słów. Nagle blondynka podeszła do mnie, ale nadal zachowywała bezpieczną odległość.
- Co tu robisz?- przerwała ciszę panującą w tym miejscu.
Jej głos był taki… znajomy. Czułam się jakbym rozmawiała z nią codziennie, znała jej głos na
pamięć. Czułam, że mogę jej zaufać.
- Ja…- zawahałam się- Nie mam pojęcia. Znalazłam się tu nagle i…
- Tu nie jest bezpiecznie. Uciekaj stąd!- powiedziała i zbliżyła się do mnie o krok.
- Co? Dlaczego? A co z tobą?- zastanawiałam się.
- Nie jesteś tu bezpieczna, Caroline.
Skąd ona zna moje imię.
- Skąd ty…?
- Nie bój się mnie, Caroline. Chce pomóc. Chce cię chronić. Zawsze tego chciałam. Tylko tego- powiedziała, a ja jej uwierzyłam.
- Co? Dlaczego? O co chodzi?- tyle pytań krążyło mi po głowie.
- Caroline musisz uważać. Nie jesteś bezpieczna. Nie teraz, gdy ona cię znalazła. Jest coraz bliżej, Caroline.
- Kto? Kto mnie znalazł?- byłam przerażona.
- Osoba, która chce cię zabić, Caroline. Która chce zabić nas- powiedziała.
- Jak to nas? Dlaczego?
- Caroline musisz uciekać! Ona jest coraz bliżej. Czuje to.
Nagle usłyszałam bicie serca. Nie było to serce blondynki. Odwróciłam się w stronę głosu i ujrzałam przed sobą śliczną szatynkę. Była przerażona.
- G-gdzie ja jestem?- zapytała.
- Nie bój się. Nic ci się nie stanie- powiedziałam i podeszłam trochę bliżej niej.
Zauważyłam, że blondynka, z którą wcześniej rozmawiałam coś krzyczy, ale jej nie słyszałam. Jakby świat postanowił ją wyciszyć. Ponownie spojrzałam na szatynkę. Teraz nie wyglądała na przerażoną, wręcz przeciwnie. Miała na twarzy złowieszczy uśmieszek.
- Wiem, że mi nic się nie stanie. Nie mogę tego za to powiedzieć o tobie, Caroline- powiedziała.
Nagle jej szczęka tak jakby zaczęła się rozrywać, a zęby zastąpiły długie kły. Otworzyłam szerzej oczy i cofnęłam się o krok, ale niestety zahaczyłam o coś nogą i przewróciłam się.
- Byłaś łatwym celem, Caroline- powiedziała i nagle ruszyła w moją stronę i wgryzła mi się w szyję. Krzyczałam. Bolało jak cholera. I nagle jakby bariera przez, którą nie słyszałam blondynki znikła i teraz dokładnie słyszałam jej głos. A konkretniej krzyk.
- Caroline!
To było ostanie co usłyszałam. Później była tylko ciemność…
Umarłam…

Obudziłam się z przeraźliwym krzykiem i łzami w oczach. Klaus słysząc mój krzyk natychmiast podniósł się do pozycji siedzącej. Cały czas byłam przerażona i płakałam.
- Caroline- wyszeptał Klaus i objął mnie ramieniem.
Wtuliłam się w niego i ciągle płakałam. Ten sen… On był taki realny. Jakby był tylko ostrzeżeniem.
Ale przed czym?
- Caroline, kochana, co się stało?- zapytał Klaus.
- Nic. To był tylko sen. Tylko sen- wyszeptałam bardziej do siebie niż do niego.
- Co ci się śniło?- zapytał, gdy się uspokoiłam.
- Szczerze.. Nie pamiętam- skłamałam.
No bo co mam mu powiedzieć? Że śniła mi się jakaś dziewczyna, która rozszarpała moje gardło bez żadnego powodu. A i była jeszcze jedna dziewczyna, która mówiła, że nie jestem bezpieczna i chce mnie chronić. To przecież takie normalne!
Odsunęłam się od niego i położyłam się z powrotem do łóżka. Klaus zrobił tak samo. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Nie udało mi się. Wyszłam na taras. Po mojej głowie kłębiło się tyle myśli.
Czy to było ostrzeżenie? Czy naprawdę coś mi zagraża? Czy nie jestem bezpieczna? Czy istnieją takie stworzenia, jakim była tamta dziewczyna? Kim była ta blondynka? Dlaczego znała moje imię? Czemu chciała mnie chronić? Co się dzieje? Czy ja wariuje?
W tej chwili niczego nie byłam pewna. Uznałam, że przyda mi się prysznic. Może wtedy moje myśli znajdą swoje miejsce i nie będą mi zaśmiecać głowy. Z tą myślą ruszyłam do łazienki.

*Oczami Damona*

- Wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze?- zapytałem Katherine, gdy polewałem jej już nie pamiętam, którą szklaneczkę Whisky.
- Co?- zapytała.
- To, że gdy myśleliśmy, że Klaus umarł ta debilka Elena zadzwoniła do mnie i powiedziała, że wybiera mojego brata i, że to zawsze był Stefan. I wiesz, co? Było mi z tego powodu przykro! Boże… Jaki ja byłem głupi- powiedziałem.
Katherine zaśmiała się.
- No widzisz. Na szczęście ludzie się zmieniają- uśmiechnęła się.
- Masz rację. Mamy nawet kilka żywych przykładów, znaczy teoretycznie są martwi, ale mniejsza z tym. No na przykład taki ja, ty albo chociażby Klaus. Ten to się najbardziej zmienił! Jeszcze jakieś dwa miesiące temu wyrwałby mi serce przy najbliższej okazji, a teraz? Mieszkam u niego, można powiedzieć, że normalnie rozmawiamy.
- No Klaus się zmienił. Ścigał mnie przez 500 lat, a teraz gdy jestem na wyciagnięcie ręki nawet mnie nie tknął- powiedziała.
- To wszystko dzięki naszej przyjaciółce- stwierdziłem.
- Więc… Za Caroline!- wzniosła toast i po chwili wypiliśmy całą zawartość w naszych szklankach.
- Wiesz co? Mi już chyba starczy alkoholu. Pójdę się położyć- powiedziała i skierowała się w stronę swojego pokoju.
Postanowiłem posprzątać bałagan, który narobiliśmy. Wyrzuciłem kilkadziesiąt butelek i już było czysto.
- Spodziewałabym się tu każdego. Ale nigdy nie pomyślałabym, że Klaus pozwoliłby ci tu mieszkać. Chyba, że on nic nie wie?- usłyszałem za sobą dobrze mi znany damski głos.
- Więc Damon… Co robisz w moim domu?
- Rebekah… Miło cię widzieć ponownie- uśmiechnąłem się do blondynki.

*Oczami Caroline*

Wyszłam ubrana z łazienki. Miałam na sobie długie, jeansowe spodnie i beżowy sweterek zakładany przez głowę. Włosy miałam rozpuszczone, a na moich nogach znajdowały się krótkie, białe conversy. Dzisiaj było wyjatkowo zimno, jak na te okolice, więc zdecydowałam się na taki ubiór. Klaus nadal smacznie spał. Wyglądał tak niewinnie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Poszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki woreczek z krwią. Wypiłam całą zawartość i wyrzuciłam puste opakowanie do kosza. Po chwili usłyszałam sygnał, który oznaczał, że dostałam smsa. Nadawcą była Davina. Pytała się, czy mogę do niej przyjść. Odpisałam jej, że zaraz będę i wyszłam z pokoju. Po chwili byłam pod drzwiami Daviny i Ness. Zapukałam i po chwili drzwi otworzyła Ness.
- Dziękuję, że przyszłaś. Myślałyśmy, że jeszcze śpisz- powiedziała i wpuściła mnie do ich pokoju.
- Nie dziwię się wam, że tak myślałyście. Jestem strasznym śpiochem. Ale dzisiaj jakoś nie mogłam zasnąć. A wy już na chodzie? Przecież jest szósta rano!
- Wiemy, ale nie mamy dużo czasu- powiedziała Davina, która wyszła z łazienki.
Miała na sobie czarne, długie spodnie, biały T-shirt i czarną skórzaną kurtkę. Na nogach miała brązowe botki. Spojrzałam na Ness. Ona zaś miała na sobie szare, długie spodnie, granatowy sweterek zakładany przez głowę i balerinki.
- Na co nie mamy czasu?- zapytałam zdziwiona.
- Katy na nas czeka- odpowiedziała.
- O tej porze?- byłam zdziwiona.
- Tak jest bezpieczniej- powiedziała Ness.
- Dobra już idziemy. Tylko zostawię Klausowi kartkę, że z wami wyszłam- powiedziałam i w wampirzym tempie pognałam do mojego pokoju, zostawiłam pierwotnemu kartkę i pognałam do dziewczyn.
Wyszłyśmy z hotelu i skierowałyśmy się do samochodu. Wsiadłyśmy i Davina odpaliła silnik i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Byłam ciekawa jaka będzie Katy.
Czy będzie taka jak Ness i Davina? Czy tak jak Ness, z chęcią nam pomoże? A może wręcz przeciwnie?
- Jaka jest Katy?- zapytałam.
- Mądra- odpowiedziały chórem.
- To zawsze ona myśli- skorygowała Davina.
- Jest mózgiem naszej paczki- zaśmiała się Ness.
Uśmiechnęłam się do nich. Taka była Bonnie. Też zawsze była tą najmądrzejszą. Brakowało mi jej, ale wierze, że tam, gdzie jest ma lepsze życie niż miałaby mieć tutaj.
- A i zapomniałabym! Ktoś jeszcze chce się z tobą spotkać- powiedziała nagle Davina.
- Co? Kto?- zapytałam zdziwiona.
- Pamiętasz jak mówiłam o czarownicy z Salem?- przytaknęłam głową- To ona chce się z tobą spotkać.
Kojarzyła mi się ta nazwa.
Salem… Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć?!
- Czyli, jeśli spotkamy się teraz z Katy, to nie musimy zatrzymywać się w Rzymie?- zapytałam.
W duszy chciałam, aby powiedziała mi, że jednak tam się zatrzymamy, ale rozsądek mówił, że czym prędzej przekonamy czarownice i wrócimy do Nowego Orleanu, to szybciej zabijemy Marcela.
- Musimy. W Rzymie spotykamy się z Rose. Z Katy musiałyśmy się spotkać tutaj, i o takiej porze, ponieważ tak jest bezpieczniej- odpowiedziała blondynka.
- Nie rozumiem. Nie jesteście bezpieczne?- zapytałam.
- Katy skarżyła się, że od pewnego czasu ktoś ją śledzi. Rose mówi tak samo, a Alice została ostatnio zaatakowana przez jakąś kobietę, która mówiła do niej: „Znajdź ją!”. Mimo naszych mocy, nie jesteśmy bezpieczne, Caroline- wytłumaczyła Ness.
- Wiecie może kim była ta kobieta?- spytałam.
Pokręciły głowami.
- Alice nie zagłębiała się w szczegóły. Ona nienawidzi być słaba, i to, że ktoś ją zaatakował traktuje jak wielką porażkę- powiedziała Ness.
- Drugi Klaus- rzuciłam z przekąsem.
Davina i Ness wybuchnęły śmiechem, a po chwili śmiałam się razem z nimi. Co jak, co, ale przy tych dziewczynach nie da rady być poważnym. Po chwili Davina skręciła w jakąś ciemną uliczkę i moim oczom pokazał się mały domek. 
- To był dom jej babci- powiedziała Ness.
Wyszłam z samochodu i przyjrzałam się okolicy. W pobliżu nie było żadnego domu. Same drzewa. Zupełne pustkowie.
Kto by chciał mieszkać w takim miejscu?
- Jakby, co ona tu nie mieszka- powiedziała Davina, jakby czytała mi w myślach- Po prostu od kiedy jej babcia umarła, spotykamy się tutaj, bo jest bezpiecznie.
Nie powiedziałabym, że w tym miejscu jest bezpiecznie, ale może czarownice mają inne poczucie bezpieczeństwa?
- Caroline, chodź!- zawołała Ness, a ja ruszyłam w stronę drzwi.
Po chwili ktoś je otworzył, a moim oczom ukazała się śliczna szatynka.
- Davina! Ness!- krzyknęła uradowana i mocno uściskała dziewczyny.
Uśmiechnęłam się na ten widok. Przypominały mi mnie, Elenę i Bonnie. Dwie brunetki i jedna blondynka. Ale niestety my nigdy już się tak nie przytulimy. Bonnie nie żyje, a Elena to debilka. Pokłóciłam się z nią i od tego czasu kontakt się urwał. Straciłam dwie przyjaciółki na raz. To naprawdę niesprawiedliwe.
Ale jak to się mówi? Jeżeli szczęście jeszcze do ciebie nie przyszło, to wiedz, że jest duże i idzie małymi krokami.
To było moje ulubionego przysłowie, gdy byłam mała. Cały w to wierzyłam i właśnie, dlatego się wtedy nie załamałam. Nie załamałam się, gdy ojciec od nas odszedł, gdy matka nie poświęcała mi czasu, gdy zawsze byłam tą drugą, albo wcale nie byłam wyborem, gdy dowiedziałam się, że Damon mnie wykorzystywał, gdy stałam się wampirem, gdy Tyler musiał opuścić Mystic Falls… Możecie mnie uważać za głupią, ale ja ciągle w to wierzę. Wierzę, że szczęście powoli do mnie idzie. Wierzę, że mogę być szczęśliwa.
- A ty, to pewnie Caroline, prawda?- z zadumy wyrwał mnie przyjazny głos Katy.
Uśmiechnęłam się do niej lekko i przytaknęłam głową na znak potwierdzenia.
- Davina i Ness opowiedziały mi o tobie. Bardzo mi przykro z powodu tego, co ci się przytrafiło. Na pewno na to nie zasługiwałaś- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie ciepło, a odwzajemniłam uśmiech.
- Wejdźcie- powiedziała i zaprosiła nas gestem ręki do środka.
Weszłam do domu i moim oczom ukazały się stare pomieszczenia. Mimo tego, że dom ewidentnie miał swoje lata był bardzo przytulny. Katy zaprowadziła nas do salonu. Ja, Davina i Ness usiadłyśmy na kanapie, a Katy na fotelu naprzeciwko.
- Caroline, opowiedz mi o sobie- poprosiła.
- Nie wiem, czy jest, co opowiadać- zaśmiałam się.
- Oczywiście, że jest! Rozkochałaś w sobie pierwotną hybrydę!
- Żeby, nie było, że nie mówiłam. Zrobiłam to nieświadomie. Choć w sumie, to ja nawet nie wiem jak to zrobiłam- powiedziałam.
- Nikt z nas tego nie wie- uśmiechnęła się- No opowiadaj!
- Jestem Caroline Forbes. Córka Elizabeth i Billa Forbes. Jedynaczka. Ojciec odszedł od nas, gdy miałam pięć lat. Miałam dwie najlepsze przyjaciółki. Elenę Gilbert i Bonnie Bennet. Z pierwszą się pokłóciłam, a druga umarła. Była Miss Mystic Falls. Dopóki nie stałam się wampirem byłam pustą, płytką, głupią blondynka. Zostałam przemieniona przez Katherine Pierce, gdy miałam siedemnaście lat, a później były same problemy- opowiedziałam.
- Tyle mi wystarczy- powiedziała Katy- Pomogę ci.
- Naprawdę?
- Tak. Jedyne czego pragnę to zemsty na Marcelu. Przez kilka lat mieszkałam w Nowym Orleanie. Tam poznałam Davinę. Magia tam jest zakazana i karana śmiercią. Pewnego dnia moja starsza siostra poważnie zachorowała i mogła ją uratować jedynie magia, więc moja babcia podjęła wyzwanie i czarowała. Niestety nie udało jej się uciec i Marcel ją zabił. A aby udowodnić swoją władzę postanowił zabić cały nasz ród. Zabił ich wszystkich. Gdyby nie Davina ja też byłabym martwa- wyjaśniła, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Pewnie się zastanawiasz, dlaczego ci to powiedziałam. Chce być z tobą szczera, bo to jest najważniejsze, jeśli pracujesz w grupie. Zaufanie, Caroline. Jeśli tego nie ma, nie ma żadnych szans na powodzenie. Musimy sobie ufać, Caroline. Inaczej wszystko stracone. Ja muszę ufać tobie, a ty musisz ufać mi, Caroline, rozumiesz?
Tak. To na pewno ona była mózgiem całej ich grupki.
- Rozumiem, Katy. Ufam ci i jestem ci wdzięczna, że byłaś ze mną szczera- uśmiechnęłam się lekko.
Odwzajemniła ten gest, a po chwili zrobiła minę, jakby coś sobie przypomniała.
- Zapomniałabym! Mam nadzieję, że Davina wspominała ci, że ktoś chce się z tobą spotkać- kiwnęłam głową- Więc, chodź. Zaprowadzę cię do niej- powiedziała, poczym wstała z fotela i poprowadziła mnie na piętro.
- To tutaj- wskazała na drzwi i zostawiła mnie samą.
Nie wiedziałam co czuję w tej chwili. Byłam wyładowana emocjami. Z jednej strony bałam się, że mogę tam zobaczyć osobę, której nie chce widzieć, ale z drugiej strony byłam ciekawa. Po chwili zapukałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Delikatnie nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. Pokój był pusty.
Przecież, ktoś miał tu na mnie czekać.
Już miałam wracać na dół, gdy zauważyłam zdjęcie na szafce nocnej. Ta fotografia była taka znajoma. Podeszłam bliżej  otworzyłam szerzej oczy. Na zdjęciu znajdowały się trzy osoby. Ja, Bonnie i Elena.
Co to tu robi?
- Witaj Caroline- usłyszałam za sobą, tak bardzo znany mi głos.
Odwróciłam się z niedowierzaniem, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Bonnie…- wyszeptałam, a moja przyjaciółka się uśmiechnęła- Boże, ty żyjesz!
Zaśmiałam się przez łzy i mocno przytuliłam przyjaciółkę.
Nie wierze w to. To zbyt piękne by było prawdziwe. To pewnie sen, a za chwilę po prostu się obudzę. Tak jak zawsze.
- Ale jak? To niemożliwe. To musi być sen- wyszeptałam.
- Caroline, to nie jest sen- zaśmiała się i na znak swoich słów uszczypnęła mnie w ramię.
- Ale jak? Przecież byłam na twoim pogrzebie- powiedziałam.
- Pewna osoba mi pomogła. Spotkałam tę osobę po drugiej stronie i się zaprzyjaźniliśmy.
- Kto to?- zapytałam naprawdę ciekawa.
- Znasz go, Caroline. A przynajmniej kojarzysz. Kol Mikaelson-odpowiedziała.
- Kol?!- byłam zdziwiona.
Bonnie uśmiechnęła się i zaczerwieniła się na lewym policzku, tak jak zawsze robił, gdy…
O mój Boże… Bonnie Bennet- największy wróg wampirów, szczególnie pierwotnych, zakochała się w jednym z nich!
- Bonnie Bennet! Zakochałaś się!- zaśmiałam się.
- On jest inny niż mi się wydawało, a zresztą po co ja ci to mówię?! Przecież ty najlepiej wiesz, że ludzie potrafią się zmieniać- zaśmiała się- A zresztą nie rozmawiajmy o mnie i Kolu, ale o tobie i Klausie.
- O mnie i Klausie? Nie ma co mówić- mruknęłam.
- Yhym… Wcale. Podróżujecie sobie tylko po świecie. Razem- rzuciła z przekąsem.
- Tylko po to, aby przeciągnąć na swoją stronę czarownicę do walki z Marcelem!- broniłam się.
- Po to, aby uratować ci życie- stwierdziła- I Klaus pomaga ci je ratować. To takie…romantyczne!
- Co? A gdzie „Caroline, ale ty jesteś głupia! Przecież to nasz wróg! Pierwotna hybryda. Osoba, która wyrządziła w naszym życiu najwięcej zła!”?- zapytałam.
- Wyrosłam z tego- mruknęłam i rzuciła się na łóżko.
- Co masz na myśli, mówiąc „Wyrosłam z tego”?- spytałam.
- To znaczy, że chce abyś była szczęśliwa. Nawet jeśli masz być szczęśliwa przy boku Klausa. To znaczy, że nie będę Eleną i nie będę cię osądzać, tylko będę twoją przyjaciółką i wesprze cię w twojej każdej decyzji. W Mystic Falls źle postępowałam. Wszyscy źle postępowaliśmy. Zajęliśmy się Eleną i przyznawaliśmy jej we wszystkim rację. Robiliśmy wszystko, aby była szczęśliwa, a zapomnieliśmy o tym, abyśmy my byli szczęśliwi- powiedziała.
- Dziękuję Bonnie, ale z Klausem…to skomplikowane- westchnęłam.
- Ponieważ…?- dopytywała się.
- Ponieważ raz jest szczęśliwy i dobry, i wtedy myślę sobie, że mogłabym spróbować, ale następnie on pokazuje mi jakim to on jest potworem i wtedy wszystko jest inaczej!- krzyknęłam sfrustrowana- On ma dwie twarze i nie mam pojęcia, która jest prawdziwa.
- Ale czy to jest wada? Zastanów się, Caroline! Która dziewczyna nie chciałaby, by mężczyzna, który dla innych jest bezwzględny i bezuczuciowy, dla niej był zupełnie inny- miły, troskliwy? Każda oddałaby życie za coś takiego- powiedziała.
Nagle drzwi się otworzyły i ujrzałyśmy trzy uśmiechnięte czarownice.
- Według mnie to jest zaleta- Ness uśmiechnęła się szerzej.
- Podsłuchiwałyście?!- spytałam zszokowana.
A myślałam, że tylko ja tak robiłam z przyjaciółkami.
- Oczywiście, że tak!- zaśmiała się szczerze Davina.
- Można wiedzieć, dlaczego?- zapytałam nonszalancko, krzyżując ręce na piersi.
- To bardzo proste. Kola nie widać tutaj od kilku dni, ponieważ coś załatwia, więc nie możemy rozmawiać o jego związku z Bonnie, ale ten moment zawsze zastępujemy rozmową o tobie i Klausie- wyznała Katy.
- Co? O mnie i Klausie?- spytała zdziwiona.
- Nie bądź taka zdziwiona. Jesteście najgorętszą parą w tym sezonie- powiedziała Ness i wskoczyła na łóżka.
- Parą? Najgorętszą? Wy się dobrze czujecie- spytałam i podeszłam do Ness, przykładając jej rękę do czoła, jakbym sprawdzała czy ma gorączkę.
- Oczywiście, że się dobrze czujemy. Dziękuję za troskę Caroline- uśmiechnęła się Davina, a ja przekręciłam oczami.

*Oczami Eleny*

- W wojnie z Klausem?- spytał zdziwiony Stefan.
- Tak- uśmiechnęłam się uradowana.
- Muszę was zostawić samych. Obowiązki wzywają- powiedział Marcel i odszedł od nas.
- Co tu robi Damon?- zapytałam z udawaną obojętnością.
- Nie mam pojęcia- odpowiedział Stefan.
- Myślisz, że ciągle ma do nas żal?- spytałam.
- To Damon. Przy nim nigdy nic nie wiadomo- wzruszył ramionami- A co cię to w ogóle obchodzi?
- Nic- odpowiedziałam szybko.
Za szybko.
Nie potrafię ukryć tego, że w jakimś stopniu wciąż zależy mi na Damonie, ale nie mogę tego powiedzieć Stefanowi. Przecież to jego kocham!
A przynajmniej mam taką nadzieję.
Moje życie kompletnie się zawaliło. Bonnie jest martwa, Caroline wyjechała, Damon też. Zostałam ze Stefanem. I cieszy mnie to. Naprawdę. Chcę być ze Stefanem, ale jednocześnie nie mogę przestać myśleć jakby to było, gdybym była z Damonem.
Czy mogę kochać ich obu?
Nieeee…
Wtedy byłabym Katherine Pierce, a nie Eleną Gilbert!
Tak. Jestem Elena Gilbert. Wampirzyca szaleńczo zakochana w Stefanie Salvatore.
I tak ma zostać!

__________________________________________________________________________________________________________________
Witajcie! 
To była baaardzoo długa przerwa :( 
Prychodzę do Was z rodziałem 20, ale nie mam zielonego pojęcia za ile pojawi się 21. 
Nie będę usprawiedliwiać mojej nieobecnosci, ponieważ robiłam już kilkanaście razy i zawsze obiecywałam, że to się nie powtórzy.
Uznałam, że nie będę składać obietnic, których nie moge dotrzymać. 
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda i rozdział się spodobał. 
Wasza Caroline xx.