sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 7

Zeszłam powoli po schodach i weszłam do holu. Nikogo nie było. Nagle usłyszałam kroki w salonie. Ostrożnie ruszyłam w jego stronę. Gdy miałam przekroczyć próg pomieszczenia ktoś przycisnął mnie do ściany, ściskając za gardło. Nagle uścisk się poluźnił i usłyszałam znajomy mi głos:
- Caroline?!

*Oczami Elijah*


Siedziałem w pokoju Daviny. Opowiedziałem jej całą historię- o Caroline i Katerinie.

- Elijah nie do końca rozumiem co mam zrobić- powiedziała młoda czarownica.
- To bardzo proste Davino. Chcę tylko żebyś rzuciła czar lokalizujący- oznajmiłem.
- Dobrze, ale potrzebuje czegoś co należało do Kateriny- powiedziała.
- Oczywiście- odpowiedziałem i podałem jej bransoletkę mojej ukochanej.
Davina ;3
Czarownica wzięła ja ode mnie i poszła po mapę miasta. Wysypała na nią jakiś proch i położyła bransoletkę. Zaczęła wymawiać słowa w jakimś innym języku. Proch zaczął poruszać się po mapie. Nagle zatrzymał się na jakimś miejscu na mapie.
- Jest w waszym starym domu- powiedziała i uśmiechnęła się.
- Dziękuje- odpowiedziałem, ucałowałem jej dłoń i opuściłem mieszkanie.

*Oczami Caroline*


Stałam w miejscu i przyglądałam się mojemu przyjacielowi- choć nawet nie wiem czy mogę nazwać go przyjacielem. Spędzałam z nim czas tylko ze względu na Elenę i Stefana- zresztą tak samo jak on ze mną. Po chwili oprzytomniałam.
- Damon?!
- Co tu robisz?- zapytaliśmy w tym samym czasie.
- Ty pierwszy- powiedziałam.
- No więc- zaczął- Ja szukałem Ciebie.
- Ty, szukałeś mnie?- spytałam z nie do wierzeniem. 
Damon był ostatnią osobą, która zaczęła by mnie szukać. Przynajmniej tak myślałam.
- To aż takie zaskoczenie?- spytał i uśmiechnął się.
- Tak- powiedziałam i odwzajemniłam uśmiech.
- Wracając do mojej opowieści. Wyjechałaś tak nagle i na początku wszyscy myśleli, że coś Ci się stało i takie tam, ale później wysłałaś nam listy, że wszystko ok i tak dalej- rozpoczął swoją opowieść, ale mu przerwałam.
- To dalej nie wyjaśnia dlaczego zacząłeś mnie szukać-powiedziałam. 
- Blondi, daj mi dokończyć- powiedział z udawanym oburzeniem.
- Dobrze, proszę kontynuuj- odpowiedziałam.
- Dziękuje bardzo. Więc zdziwiło mnie to, że wysłałaś też list MNIE- powiedział- Powiedziałem o tym reszcie, ale oni mnie zbyli tym, ze może przez przypadek mi to wysłałaś lub po prostu mnie lubisz. Oczywiście nadal w to nie wierzyłem. Dlatego też poszedłem do mojej przyjaciółki czarownicy i poprosiłem żeby Cię zlokalizowała. Rzuciła zaklęcie i nic. Powiedziała mi, że jakaś czarownica musiała rzucić zaklęcie, aby nie można było zlokalizować tego miejsca. Wydało mi się to dziwne, więc postanowiłem przyjechać do pierwotnych z prośbą o pomoc i natknąłem się na Ciebie- powiedział- Teraz Twoja kolej.
- Więc- zaczęłam- Jechałam do Mystic Falls i nagle ktoś wyskoczył mi przed samochód. Myślałam, że go potrąciłam, więc wysiadłam z auta by sprawdzić czy coś się stało. Kiedy wyszłam na drogę nikogo nie było. Jedyne co usłyszałam to "Jesteś idealna" i później leżałam z skręconym karkiem. Gdy się obudziłam znajdowałam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Zaczęłam krzyczeć i wołać o pomoc. Okazało się, że porwał mnie niejaki Marcel i że jestem kolejną nagrodą w jego chorej gierce- miałam kontynuować, ale moją wypowiedź przerwał Damon.
- Nagrodą?! W jakiej gierce?- spytał.
-Już Ci wyjaśniam. Co miesiąc w Nowym Orleanie jest spotkanie wampirów płci męskiej, na którym Marcel losuje imię któregoś z nich. Ten, który zostanie wylosowany dostaje swoją "nagrodę". Tą "nagrodą" jest wampirzyca. Musi ona być posłuszna temu kto ją "wygrał", bo inaczej znów wraca do Marcela i ponownie bierze udział w losowaniu. A teraz kontynuuje swoją opowieść. Po chyba jakiś 2 tygodniach przyszła kolej na mnie. I oczywiście miałam takie szczęście i Marcel wylosował nikogo innego jak Klausa Mikaelsona. I według zasad tej gry jestem teraz jego własnością- skończyłam i spojrzałam na Damona.
Zobaczyłam w jego oczach coś czego nigdy jeszcze nie widziałam. Troskę. 
- O mój Boże. Nic Ci nie jest?! Ten Marcel Ci nic nie zrobił?- spytał z niespotykaną u niego troska w głosie i mocno przytulił- Zabiję gnoja- dodał po chwili.
Po tych słowach wtuliłam się w niego i parę łez spłynęło po moim policzku, mocząc mu koszulę. Po chwili odkleiliśmy się od siebie i popatrzyliśmy na siebie. Damon lekko się uśmiechnął, a ja odwzajemniłam uśmiech.
- Idziemy Blondi- powiedział.
- Co?- spytałam zdziwiona.
- Zabieram Cie stąd- oznajmił.
- Damon, ja nie mogę- powiedziałam.
- Od kiedy słuchasz się kogokolwiek?
- Damon, Ty nie rozumiesz. Nie mogę się ruszyć z domu "właściciela" bo Marcel zabierze mnie znów do siebie.
- Z tego co mi wiadomo to wampiry mają teraz jakąś imprezę, więc nikt nie zauważy jak wyjedziemy, a w Mystic Falls będziesz bezpieczna.
- Masz rację. Chodźmy.
Wyszliśmy z domu i wsiadłam do jego samochodu. Po chwili zapalił silnik i auto ruszyło. Damon jechał chyba z największą prędkością jaką jego samochód mógł osiągnąć. Po paru minutach byliśmy już za miastem. Zaczęłam wierzyć, że może uda mi się stąd uciec, ale nagle jakaś postać pojawiła się tuż przed nami na drodze.
- Damon uważaj!- zdążyłam krzyknąć.
Mój przyjaciel wyszedł z samochodu by sprawdzić czy tajemniczej postaci coś się stało. Nagle zobaczyłam Damona, który został rzucony na następne drzewo z niewiarygodną siłą. Szybko wybiegłam z auta. Chciałam podbiec do mojego przyjaciela, ale ktoś nagle pojawił się przede mną. 
- Co Ty tu robisz?- spytałam, próbując wyminąć wampira.
- Raczej co TY tu robisz?!- powiedział, a w jego głosie słychać było złość. Wielką złość. Wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.




sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 6

*Oczami Klausa*

Widok, który zobaczyłem zam drzwiami wcale mnie nie ucieszył wręcz przeciwnie. Był to Marcel we własnej osobie.

- Co tu robisz?- spytałem.
- Przyszedłem zobaczyć jak sprawuje się nasza Caroline- odpowiedział z podstępnym uśmieszkiem.
- Po pierwsze ona nie jest NASZA!- powiedziałem wściekły- Po drugie sprawuje się świetnie, więc możesz już sobie iść.
- Czekaj! Muszę sam sprawdzić. Takie są zasady. Możesz przyprowadzić Caroline?
- Chodź za mną- dałem za wygraną, bo wiedziałem, że jak mu nie pozwolę się z nią zobaczyć to ją zabierze, a to nie może się stać. Poprowadziłem go do salonu- Poczekaj tu chwilę. Pójdę po Caroline.
Po tych słowach ruszyłem do kuchni. Moja księżniczka siedziała przerażona na krześle koło Elijah.
- Słyszałaś wszystko, prawda kochana?- zapytałem choć odpowiedzieć była oczywista.
- Tak- oznajmiła i wstała z miejsca- Chodźmy.
Wyszliśmy z kuchni i gdy weszliśmy do salonu Marcel od razu się uśmiechnął.
- Witaj słonko- przywitał ją.
- Czego chcesz?- spytała.
- Już mówiłem sprawdzam jak się sprawujesz, bo wiesz, że jak Klaus nie będzie z Ciebie zadowolony to wracasz do mnie- powiedział i puścił do Caroline oczko, co mnie jeszcze bardziej wkurzyło.
- Klaus jak ta piękność się sprawuje?
- Jak już mówiłem wyśmienicie.
- Naprawdę? Bo jak nie to mów i od razu ją zabieram.
- Naprawdę- powiedziałem coraz bardziej zdenerwowany.
- No dobrze to ja już się będę zbierał. Tylko pamiętaj słonko- zwrócił się do Caroline- Jeśli Klaus będzie choć trochę z Ciebie niezadowolony to wracasz do mnie i wtedy spełnię moją obietnicę co do Ciebie- powiedział i wyszedł.
Gdy tylko Marcel opuścił dom Caroline zaczęła płakać.
- Ej, Caroline co się stało?- spytałem- Czy tu chodzi o tą całą obietnicę?- pokiwała głową- Co on Ci obiecał?
Nic. Zero odpowiedzi. Cisza.
- Caroline odpowiedz mi!- krzyknąłem.
- No jak ja tam byłam to...- wyjąkała.
- To...- zachęcałem ją do kontynuowania wypowiedzi.
- To on mi powiedział, że jak nie spodobam się swojemu  "właścicielowi" to mnie zabierze, ale nie będę brała znów udziału w tej całej gierce tylko będę należała do niego i będzie mógł ze mną robić co tylko chce. A jemu chodzi tylko wiesz o co.
Te słowa mną wstrząsnęły. On chciał z MOJĄ Caroline... Nie Klaus STOP! Popatrzyłem na moją księżniczkę. Siedziała na sofie i płakała. Podszedłem do niej i przytuliłem. Caroline odwzajemniła uścisk. Cały czas płakała.
- Cii... Będzie dobrze- uspokajałem ją- Nikt Cię nie skrzywdzi. Obiecuję Ci.
Uśmiechnęła się. Starłem kciukiem jej łzy z policzka i odwzajemniłem uśmiech. 

*Oczami Elijah*


Widziałem całe to zdarzenie. Marcela, zapłakaną Caroline i pocieszającego ją Klausa. Najbardziej zdziwiło mnie zachowanie mojego brata. Przecież on nigdy nie darzył uczuciem drugiej osoby. Czyżby Caroline aż tak go zmieniła. Jeszcze rok temu bez opętania zabijał niewinnych ludzi, sztyletował i trzymał w trumnach mnie i moje rodzeństwo kiedy tylko miał ochotę. A teraz? Zastanawiało mnie co ta blond wampirzyca ma w sobie takiego, że zmieniła mojego brata. Zrobiła to w miesiąc może dwa. Ja starałem się to zrobić przez około dziewięćset lat i mi się nie udało. Czy to możliwe żeby mój brat się zakochał? Kalus stał jeszcze chwilę z Caroline w ramionach, szepnął jej coś i wyszedł z domu. Zapewne udał się na jakieś przyjęcie do Marcela. Caroline odwróciła się do mnie i uśmiechnęła.

- Jak się czujesz?- spytałem.
- Niezbyt dobrze- powiedziała.
- Może się położysz.
- To dobry pomysł.
- Caroline. Muszę wyjść na chwilę. Zostaniesz sama?
- Jasne- oznajmiła i ruszyła na górę.
Chwilę później wyszedłem z domu. Zamierzałem udać się do Daviny- potężnej, młodej czarownicy z prośbą o pomoc w odzyskaniu Kateriny.

*Oczami Caroline* 


Miałam już dość wszystkiego. Mojego życia. Marcela. I tego strachu, że Klaus mnie odda. Ostatnio nawet zastanawiałam się czy nie przebić swojego serca kołkiem. Weszłam do sypialni. To chyba była sypialnia Klausa. Usiadłam na łóżku i zastanawiałam się co robić. Na szafce koło łóżka zobaczyłem jakieś rysunki Klausa. Postanowiłam je obejrzeć. Gdy je brałam niechcący strąciłam jakiś dziennik. Podniosłam go i przeczytałam kawałek strony, na której się otworzył.


Nie wybaczy mi tego. Nigdy! Jak ja mogłem to zrobić? Jak ja mogłem zabić matkę jej chłopaka? Dlaczego mam wyrzuty sumienia? Przecież nigdy ich nie miałem! Co się ze mną dzieje! Czy ja się zakochałem?


Zdziwiło mnie to co napisał. O kim pisał? Spojrzałam na datę. O mój Boże! To data kiedy Klaus zamordował matkę Tylera- mojego byłego chłopaka. Czy on pisał o mnie? Postanowiłam czytać dalej. Znalazłam osobną kartkę. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.


Ja naprawdę się zakochałem. Gdy przy niej jestem czuje się jak nigdy. Jestem szczęśliwy. Czy na to zasługuje? Czy zasługuje na szczęście? Czy zasługuje na  Caroline? Oczywiście, że nie. Wyrządziłem jej tyle zła. Zabiłem matkę jej chłopaka, chciałem zabić jej najlepszą przyjaciółkę, kazałem wyjechać jej chłopakowi z miasta. W jej oczach jestem nikim. Ona mnie nienawidzi. Zresztą jak wszyscy. Ale nienawiść Caroline jest gorsza od wszystkich tortur. Cały czas zastanawiam się jak ją do siebie przekonać. Jej uśmiech jest dla mnie jak środek przeciwbólowy, a głos jak lek uspokajający. Czu ona jest w stanie kiedykolwiek mi to wszystko wybaczyć? Czy jest w stanie poczuć coś do mnie? Tego nie wiem. Jedyne czego jestem pewny to, że ją kocham. Tak. Kocham Caroline Forbes, ale ona nigdy się o tym nie dowie...


To co przeczytałam wstrząsnęło mną. On opisywał mnie w taki sposób... On napisał, że żałuje tego wszystkiego co zrobił. On napisał, że mnie KOCHA! Czy to dlatego nie odda mnie Marcelowi? 

Dlaczego napisał, ze nigdy się o tym nie dowiem? Nie chciał mi tego powiedzieć? Dlaczego? A nawet jeśli by mi to powiedziało to czy to by coś zmieniło? Czy ja coś do niego czuje? Moje rozmyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś wszedł do domu i to na pewno nie był Elijah ani Klaus.



poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 5

*Oczami Klausa*

- Co tu robisz?- spytała Caroline
- Próbuje zasnąć- odpowiedziałem.
- Wydawało mi się, że ja mam tu spać- powiedziała.
- Bo tak jest- oznajmiłem.
- Więc co tu robisz?- zapytała już trochę podirytowana.
- Śpimy razem, kochana- powiedziałem z uśmiechem.
Na te słowa oczy jej się rozszerzyły, a szczęka minimalnie opadła ze zdziwienia.
- Ale jak to?- oprzytomniała nagle.
- Zapomniałaś już, że wygrałem Cię w tej całej gierce Marcela- powiedziałem.
- Miałam nadzieję, że zapomnisz, że możesz ze mną robić wszystko- oznajmiła, a w jej głosie słychać było gorycz.
- Oj daj spokój kochana. To tylko spanie koło siebie w łóżku. Nic wielkiego- zacząłem.
Wiedziała, że mam rację, ale prędko mi jej nie przyzna bo jest uparta. Bardzo uparta.
- Zamknij się już. Jestem zmęczona i chce iść spać- oznajmiła.
Powoli podeszła do łóżka, położyła się na nim i przykryła kołdrą. Odwróciła do mnie głowę. Zastanawiała się czy coś mi powiedzieć czy nie. W końcu podjęła próbę.
- Klaus- zaczęła.
- Słucham.
- Wyjaśnisz mi wreszcie dlaczego nie oddałeś mnie Marcelowi?
- Cholera. Czy ona nie może odpuścić?- pomyślałem.
- Caroline- zacząłem, ale blondynka mi przerwała.
- Klaus proszę Cię. Ja nadal tego nie rozumiem.
- Teraz jedynie co musisz zrozumieć to to że jesteś zmęczona i musisz iść spać.
- Klaus- zaczęła błagalnie, ale nie dałem jej dokończyć.
- Dobranoc Caroline.
Po tych słowach zgasiłem lampkę. Teraz leżę w łóżku z piękną blond wampirzycą w ciemnościach.

*Oczami Caroline*


Klaus zgasił lampkę co znaczyło tylko, że nie odpowie na moje pytanie. Spojrzałam na niego. Mimo, że było ciemno widziałam go bardzo wyraźnie. Spał. Wyglądał tak niewinnie. Zupełnie nie jak bezlitosny, pierwotny wampir, który wymordował z milion osób jak nie więcej. Postanowiłam także pójść spać. Nie musiałam długo czekać, bo sen przyszedł bardzo szybko.


***

Gdy się obudziłam Klaus jeszcze spał. Postanowiłam poszukać kuchni. Ostrożnie zeszłam z łóżka i cichutko wyszłam z pokoju obudzić hybrydy. Na palcach zeszłam ze schodów i skierowałam się w stronę salonu. O dziwo kuchnia była tuż obok, więc nie szukałam jej długo. Jak wszystko w tym domu była ogromna. Wyjęłam z lodówki butelkę wody i wzięłam parę łyków. Gdy skończyłam pić zaczęłam się rozglądać po posiadłości. Moją uwagę przykuło pomieszczenie, które wyglądało na pracownię. Było w niej mnóstwo obrazów i przyrządów malarskich. Domyśliłam się, że to pracownia Klausa. Kiedyś wspominał, że jego pasją jest malarstwo. Patrzyłam na obrazy z zachwytem. Trzeba przyznać ma talent. Podeszłam do biurka, na którym leżały szkicowniki. Wzięłam jeden do ręki i otworzyłam. Znajdowały się tam różne krajobrazy. Gdy go obejrzałam wzięłam drugi. W nim zaś byłam ja. Cały szkicownik był wypełniony moimi portretami. Na jednych się uśmiecham, na innych smucę, a jeszcze na innych mam groźny wyraz twarzy. Ale każdy szkic jest piękny. Oglądałam kolejne strony szkicownika i podziwiałam w jaki sposób Klaus przedstawił mój wizerunek. Do głowy przychodziło mi tylko jedno pytanie: Dlaczego on mnie rysuje? Nagle usłyszałam czyjeś chrząknięcie. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego w drzwiach Klausa.
- Co tu robisz?- spytał.
- Ja...- zaczęłam, ale nie wiedziałam co powiedzieć- Przepraszam. Nie powinnam była tu wchodzić.
Odłożyłam szkicownik na biurko i już chciałam wyjść gdy pierwotny zagrodził mi drogę.
- Ej poczekaj. Nic się nie stało- powiedział z uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę?- spytałam zaskoczona. 
Wydawało mi się, że będzie zły. W końcu poruszyłam tak jakby jego własność prywatną.
- Naprawdę- oznajmił, a uśmiech ciągle nie schodził mu z twarzy- Jak Ci się podobają moje obrazy?
- Są...- przerwałam na chwilę aby zastanowić się jakich słów użyć- Piękne. Widać w nich radość, szczęście, ale też samotność.
- Wtedy byłem samotny. Ale teraz na brak towarzystwa nie muszę narzekać- powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Zastanawiałam się czy spytać go o te moje portrety. Po chwili zdecydowałam, że go zapytam.
- Klaus?
- Tak, kochana.
- Boże! Jak ja nienawidzę kiedy mówi do mnie kochana!- pomyślałam.
- Dlaczego mnie rysujesz?
- Bo jesteś piękna.
Spojrzałam na niego. Cały czas był uśmiechnięty. Ja też lekko uśmiechnęłam się na jego słowa. Chwilę staliśmy w ciszy. Przerwał ją Klaus.
- Na pewno jesteś głodna. Chodź za mną.
- Dobrze.
Poprowadził on mnie do kuchni. Pokazał mi gdzie jest trzymana krew i podał mi dwie torebki. Po chwili ich już nie było. W tym samym momencie do kuchni wszedł Elijah. Jak zawsze ubrany w garnitur. Trochę głupio się poczułam, bo tylko ja byłam w pidżamie. Gdy pierwotny mnie zobaczył uśmiechnął się szeroko co było u niego rzadko spotykane.
- Dzień dobry Caroline- powiedział nadal mając na twarzy uśmiech.
- Dzień dobry Elijah- także się uśmiechnęłam.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę- oznajmił Klaus i wyszedł z kuchni.
Postanowiłam natężyć swój słuch by usłyszeć kto przyszedł. Słyszałam otwierające się drzwi i zdziwiony głos Klausa.
- Co tu robisz?
I głos...
- Przyszedłem sprawdzić jak sprawuje się nasza piękna Caroline- gdy go usłyszałam naprawdę się przeraziłam. To był głos Marcela.