- Kochana nie żeby mi przeszkadzało, to, że za każdym razem wtulasz się we mnie jeszcze bardziej, ale musimy już wstawać, jeśli chcesz zobaczyć wszystko co mam zamiar ci pokazać- usłyszałam. Zaraz! Co?! Wtulasz się we mnie?! O co mu chodzi? Otworzyłam oczy i dopiero teraz zdałam sobie sprawę co miał na myśli hybryda. Okazało się, że moją bardzo wygodną poduszką był tors pierwotnego. Spojrzałam na niego. Był uśmiechnięty. Szczerze jeszcze nigdy nie widziałam go tak wesołego. Powoli zaczęłam podnosić się do pozycji siedzącej. Gdy oparłam się o łóżko, przeciagnełam rękami. Zawsze tak robię, gdy wstaję. Przyzwyczajenie. Ponownie mój wzrok skierował się w stronę Klausa. Patrzył na mnie. Uśmiechnęłam się lekko. Po chwili wstał z łóżka i podszedł do walizki. Wziął jakieś rzeczy i skierował się do łazienki.
- Idę wziąć prysznic- oznajmił- Oczywiście jesteś mile widziana- dodał i z chytrym uśmieszkiem wszedł do łazienki. Dupek! Nagle zaczęłam odczuwać głód. Nie dobrze... To było najgorsze w byciu wampirem. Odczuwasz cholerny głód, podczas, którego masz ochotę rozszarpać gardło każdemu człowiekowi. Nauczyłam się nad nim panować, ale tylko po części. Nigdy nie da się zapanować nad nim w całości. Zwalczam go pijąc krew z woreczka, zamiast krew z żyły. Tym samym nie krzywdzę ludzi. Sama byłam krzywdzona przez wampira, jak jeszcze byłam człowiekiem. Ale to opowieść na inny dzień. Nawet nie wiem, kiedy ze zdenerwowania zaczęłam przygryzać dolną wargę. Zauważyłam to dopiero, gdy posaczyła się z niej niewielka ilość krwi. To wcale nie pomagało w powstrzymaniu głodu.
- Krew jest w lodówce- usłyszałam głos hybrydy. Odwróciłam głowę w jego strone.
- Poczekaj, ale skąd...- zaczełam.
- Skąd jest krew czy skąd wiedziałem, że jesteś głodna?- zapytał.
"Inaczej się wtedy zachowujesz i przygryzasz wargę" |
- Krew jest ze szpitala. Kiedy wczoraj się kąpałaś, poszedłem po nią. A to, ze jesteś głodna mozna łatwo zauważyć. Inaczej sie wtedy zachowujesz i przygryzasz wargę.
- Dziękuje- mruknełam i poszłam do kuchni po woreczek życiodajnego płynu. Wyjełam z lodówki dwie porcje. Znikły w mgnieniu oka. Gdy głód zanikł wparowałam do łazienki. Po jakiś trzydziestu minutach byłam juz gotowa do zwiedzania Londynu. Wyszliśmy z hotelu. Okazało się, ze Davina zostaje w pokoju, ponieważ ma zamiar spróbować skontaktować się z Ness. Chodziliśmy po pięknych ulicach Londynu. Tu było naprawde pięknie. Jak uda nam się zabić Marcela i będę wolna, to tu wrócę. Tak, napewno tu wrócę. Jak się okazało Klaus był świetnym przewodnikiem. Przy prawie każdym miejscu opowiadał mi historie, o których zwykli przewodnicy, nawet nie mająją pojęcia. Aktualnie siedzieliśmy w kawiarnii, piliśmy kawę i rozmawialiśmy o wszytskim, co tylko nam przyszło do głowy. Szczerze to nigdy nie pomyślałabym, że mogę się tak świetnie bawić w towarzystwie pierwotnego. Nasza rozmowę przerwał telefon Klausa. Odebrał, ale po chwili odłożył słuchawkę od ucha i skierował w moją stronę.
- Do ciebie- powiedział, a ja zdziwiona złapałam za słuchawkę.
- Halo?- zapytałam niepewnie.
- Siema Blondie! Jak tam w Londynie?- usłyszłam głos, który dobrze znałam.
- Damon- przywitałam się radosnie. W tym samym czasie wyszliśmy z Klausem z kawiarnii i pierwotny postanowił zostawić mnie samą, bym mogła swobodnie pogadac z Damonem. Domyslałam się, że on w tym czasie pójdzie się pożywić.
- Haloo... Blondie jesteś tam?- zapytał Damon.
- Tak, jestem. Trochę się zamysliłam- odpowiedziałam.
- A o czym, a raczej o kim ty tak intensywnie myślisz? Czyzby nasza ukochana hybryda tak bardzo namieszała ci w głowie?
- Damon... Zamknij się lepiej- zaśmialam sie.
- Oj dobra Blondie. Już przestaje- poinformował mnie.
- Bardzo dobrze. A jak tam u ciebie? Jak tam Elijah i Katherine?- zapytałam zainteresowana.
- U mnie jak zawsze. Spanie, picie krwi, picie alkoholu, kłótnie z Katherine. Choć teraz jest ich coraz mniej. I to jest bardzo nie w porzadku. U Elijah też po staremu. Cały czas chodzi w garniturze. Ale powiec ty mi, po co chodzić w normalny dzień w garniturze? Rozumiem moze uważa ze wyglada w nim bardziej męsko, ale nadal nie widze w tym sensu. A u Katherine... Zaraz, co cie interesuje Katherine. A no tak! Zapomniałem. Nasz sobowtór cos mi tam mówił, ze się zaczęłyście przyjaźnić. Wiec u naszego sobowtorka takze wszytsko po staremu. Jest jej troche nudno, bo i ty i Davina wyjechałyście i nie ma z kim pogadac, bo oczywiscie ze mna sie tylko kłóci, a Elijah praktycznie nie ma w domu. I wiesz co? Ostatnio twój ukochany wampirek pytał o ciebie. Jak mu tam było? A no tak, Marcel. Pytał sie gdzie aktualnie jestescie i takie tam, ale ja mu nic nie powiedziałem zeby nie było- wyjaśnił mi Damon.
- A i nie uwierzysz kto sie do mnie odezwał- dodał po chwili.
- No dawaj kto?- zapytałam rozbawiona. Nigdy jeszcze tak z nim nie rozmawiałam przez telefon.
- Mój kochany braciszek. Stefan- poinformował mnie.
- Stefan? Serio?- zapytałam zdziwiona. Z tego co słyszałam, to Damon nie miał z nim przez ostatni czas kontaktu.
- Tak. Zadzwonił do mnie i opowiedział mi jak to jest podróżowac po świecie ze swoją miłościa życia i takie tam, ale ja ci nie bede tego opowiadać, bo ty sama wiesz jak to jest- zaczał.
- Damon! Zamknij sie!- zaśmiałam się. On sobie nigdy nie odpuści.
- Dobra Blondie juz jestem cicho- zaśmiał się.
- Dobra Caroline ja musze już kończyć bo Katherine coś wrzeszczy i zaraz rozniesie dom, a tego bym nie chciał, bo Klaus własnoręcznie by mnie zabił. Miłego czasu spędzonego z naszym kochanym pierwotnym- zaśmial się ponownie Damon.
- Dobra. Cześć Damon- pozegnalam się i rozłączyłam. Teraz miałam dość duży problem. Musiałam znaleźć pierwotnego. Wytęzyłam swój wampirzy słuch i usłyszłam cichy pisk. Ruszyłam w tą stronę. Po chwili byłam na miejscu i zastałam Klausa karmiącego się na jakiejś dziewczynie. Wiedziałam, że jak zaraz nie zareaguje to ona zginie. W wampirzym tempie podbiegłam do nich i odepchnełam pierwotnego od dziewczyny.
- Co do...- zaczął gniewnie, ale kiedy mnie zobaczył, złość go opuściła.
- Caroline, co tu robisz? Czyżbysz chciała się do mnie przyłączyć- zapytał rozbawiony. Prawie zabił niewinnego człowieka, a on się śmieje. A no tak... To jest wielki Klaus Mikaelson. Dla niego jeden człowiek w tą czy w tą... Co za różnica... Przecież to tylko pożywienie. Nic znacząca rzecz.
- Prawie ją zabiłeś?!- wybuchłam- A ty sie śmiejesz?! Tak to jest naprawdę zabawne Klaus!
- Caroline. Taka jest nasza natuta. Musimy zabijać ludzi, aby miec pożywienie- wyjasnił.
- Wcale nie! Mozemy się na nich żywić, mozemy też żywić sie krwią z torebki i krwią zwierzecą, ale nikt ci nie każe zabijać!- krzyczałam.
- Caroline...- zaczął.
"Zapomnisz o wszystkim, co się tutaj wydarzyło" |
- Zapomnisz o wszytskim co sie tutaj wydarzyło. Wrócisz szybko do domu i na następny raz nie będziesz chodziła po takich uliczkach- powiedziałam, a dziewczyna ruszyła do domu. Odwrociłam się w stronę Klausa, który cały czas stał za mną i przyglądał się całej tej scenie. Szybko ruszyłam przed siebie, tym samym mijając go bez słowa. Klaus jak na zawołanie pobiegl za mną. Już po chwili szliśmy obok siebie.
- Caroline... Nie bądź zła. Trochę mnie poniosło- powiedział pierwotny.
- Trochę?! O mało jej nie zabileś?!- chciałam wrzasnąć najgłośniej jak tylko potrafiłam, ale wiedziałam, że nie mogę.
"Nie bądź zła. Trochę mnie poniosło" |
- Kochana w porównaniu do ciebie mi nie zależy na ludzkim życiu, więc dla mnie jedna ludzka śmierc nic nie znaczy- oznajmił.
- Ale dla mnie tak. Proszę cię obiecaj mi, że dopóki spędzam z tobą czas nie zabijesz żadnego niewinnego człowieka- poprosiłam.
- Caroline...- zaczał pierowtny.
- Klaus obiecaj mi to- złapałam jego dłonie w swoje i spojrzałam w jego oczy.
- Dobrze- mruknał. Nie wierzyłam. Klaus Mikaelson obiecaj mi że nie bedzie krzywdził ludzi, dopóki spędzam z nim czas. Z radości mocno go prztuliłam. Klaus po chwili odwzajemnił uścisk. Gdy oderwaliśmy się od siebie pierwotny był uśmiechnęiety.
- Czyli, że już nie jesteś zła?- zapytał niepewnie hybryda.
- Nie- odpowiedziałam wesoła. Dopiero teraz zauważyłam, że powili się ściemniło. Klaus chyba też to zauważył po złapał mnie za rękę i zacząłl gdzieś prowadzić.
- Gdzie idziemy?- zapytałam.
- Kochana nie można być w Londynie i nie pójść na London Eye- powiedział. Uśmiechnełam się jeszcze bardziej na te słowa. Od dziecka marzyłam żeby kiedykolwiek pójść na London Eye. Wyobrażałam sobie jaki jest piękny widok. Po chwili byliśmy już na miejscu. Weszlismy do komory, w której nikogo nie było. Po chwili koło zaczeło kierowac się w górę. Podeszłam blizej szyby by podziwiać piękne widoki. Opowieści o wspaniałych widokach wcale nie były bujdą. Tu było po prostu cudownie.
- Caroline mogę cię o coś spytać?- zapytał niepewnie pierwotny.
- Jasne- odpowiedziałam wciąż zafascynowana widokami.
- Dlaczego tak bardzo nie cierpisz krzywdzić ludzi?- zapytał.
- Bo po prstu nie lubie- odpowiedziałam, próbując wymigać się od prawdziwej odpowiedzi.
- Nic nie dzieje się bez przyczyny Caroline- stwierdził.
- Wiem jak to jest być krzywdzonym- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Co?- zapytał zdziwiony pierwotny.
- Jak jeszcze byłam człowiekiem byłam wykorzystywana i manipulowana przez wampira- oznajmiłam.
- Przez jakiego wampira Caroline?- zapytał groźnym głosem.
- To nie jest ważne- mruknęłam szybko.
- Jak nie jest ważne? Caroline czy ty siebie słyszysz?
- Powiem ci kto to był pod jednym warunkiem- powiedziałam.
- Jakim?
- Obiecasz, że nie skrzywdzisz tego wampira.
- Kochana nie mogę ci tego obiecać. Ten ktos powinien ponieść karę za to co ci zrobił.
- Albo mi to obiecasz, albo mozesz sobie tylko pomażyć o tym, że ci powiem.
- Dobrze obiecuję.
- Dobrze. Więc... To był Damon.
- Damon Salvatore?!
- Tak.
- Przykro mi Caroline, ale nie będę w stanie dotrzymać danej ci obietnicy- powiedział wściekły. Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Wiedziałam, że jeśli zaraz nie załagodze jakoś sytuacji, mój przyjaciel ma ostro przejebane...