*Oczami Klausa*
- Domyślam się, że są tu w sprawie Kateriny- powiedziałem do brata.
- Ja też tak myślę- oznajmił mój brat.
- Pójdę powiedzieć Caroline- powiedziałem. Bałem się jej reakcji. Będzie się bała. Mimo iż jest silna będzie się bała.
- Dobrze. Powiedz jej żeby poszła do mojej sypialni. Tam jest Katerina- powiedział.
- O ile będzie miała zamiar zostawić Damona- powiedziałem.
- Masz rację. Ale wierzę w Twój dar przekonywania. Ja wyjdę i porozmawiam z Marcelem- oznajmił.
- Dobrze. Za chwilę do ciebie dołączę- odpowiedziałem.
Elijah ruszył do drzwi, a ja w stronę schodów. Caroline cały czas siedziała przy Damonie. Gdy wyczuła moją obecność, odwróciła się do mnie.
- Czego chcesz?- zapytała szorstko.
- Caroline...- zacząłem- Posłuchaj mnie. Masz iść teraz do sypialni Elijah i nie wychodzić z niej dopóki do ciebie nie przyjdę. Rozumiesz?
- Nie! Nie! I jeszcze raz nie!- zaczęła krzyczeć- Nie będziesz mi rozkazywał. Zostaje z Damonem czy Ci się to podoba czy nie!
- Caroline- powiedziałem już podniesionym głosem- Tu nie chodzi o to czy mi się podoba to, ze siedzisz z tym debilem.
- A o co?- zapytała.
- Marcel i jego wampiry złożyły nam właśnie wizytę w sprawie Kateriny- powiedziałem.
- Co?- zapytała Caroline przestraszonym głosem.
- Twój ulubiony wampirek przyszedł nas odwiedzić. A teraz... - podszedłem do Caroline i przerzuciłem ją sobie przez ramię. Oczywiście zaczęła się wyrywać, kopać. W wampirzym tempie znalazłem się w sypialni Elijah, gdzie spała Katerina- A teraz poczekasz tutaj dopóki po ciebie nie przyjdę. Zrozumiałaś?
- Nie! Klaus nie będziesz mnie więził...- zaczęła krzyczeć.
Moja ręka momentalnie zasłoniła jej usta, a palec wskazujący u drugiej do moich ust.
- Ciii... Kochana troszeczkę ciszej, bo obudzisz naszą kochaną Katerinę- powiedziałem z udawanym przejęciem tym, że obudzi brunetkę.
- Klaus...- zaczęła błagalnym głosem. Wiedziałem co powie "Chcę wrócić do Damona"
- Caroline wrócisz do Damona jak tylko Marcel stąd pójdzie- powiedziałem- Obiecuję, ale ty musisz obiecać, że nie wyjdziesz z tego pokoju dopóki do ciebie nie przyjdę- chwyciłem jej twarz w moje dłonie, tak, że teraz patrzyliśmy sobie prosto w oczy- Obiecujesz?
- Obiecuję- wyszeptała.
Patrzyłem w jej piękne, błyszczące, niebieskie oczy. Potrafiłem się w nich zatracić. Chciałem się w nich zatracić. Ale nie mogę. Nie teraz.
- Jak Katerina się obudzi powiedz jej żeby nie wychodziła. Jak będzie się wykłócać po prosto skręć jej kark- powiedziałem, a Caroline cicho się zaśmiała.
Zabrałem swoje dłonie z jej twarzy i ruszyłem w stronę drzwi. Gdy wychodziłem uśmiechnąłem się do Caroline, a ona odwzajemniła uśmiech. Zamknąłem za sobą drzwi i skierowałem się do głównego wejścia gdzie Elijah miał zacząć rozmawiać z Marcelem. Kiecy wyszedłem na zewnątrz Marcel uśmiechał się. To był ten jego uśmiech, kiedy wie że dostanie to co chce. Tylko czego on chce?
- Czego chcesz Marcel?- warknąłem.
- Niklaus...- zaczął mój brat- Marcel dał nam wybór. Albo oddajemy mu Katerinę, albo Caroline.
Miałem nadzieję, że się przesłyszałem. On chciał zabrać Caroline. Moją Caroline! Po moim trupie on dostanie Caroline. Ale mój brat za nic nie odda Kateriny. Więc... Zostaje nam opcja numer trzy...
- Wybieram trzecią opcję- powiedziałem i uśmiechnąłem się. Elijah posłał mi pytające spojrzenie- Zabijmy ich wszystkich.
Na te słowa wampiry Marcela zaczęły się cofać, a sam Marcel otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Widziałem w nich wszystkiego po trochu strach, rozbawienie, zdziwienie, wyższość... Wszystkie wampiry Marcela były przerażone. Wiedziały,że jedno małe ugryzienie wilkołaka i kończą swój marny żywot. Tak się bardzo dobrze składa, że jestem pół wilkołakiem. Więc jeśli ugryzę któregokolwiek z nich umrze. Oczywiście jeśli nie dostanie lekarstwa. Czyli mojej krwi. Nagle wszystkie wampiry z Marcelem włącznie leżały na ziemi i zwijały się z bólu. Po chwili wszyscy leżeli ze skręconymi karkami. Ani ja, ani Elijah nie wiedział co się dzieje. Nagle zobaczyłem blond dziewczynę idącą w naszą stronę. Davina... Jak zwykle uśmiechnięta.
- Witajcie. Macie tutaj niezły bałagan- powiedziała i skierowała wzrok na leżące wampiry.
- Witaj Davino- przywitał się mój brat- Zgaduję, że to- wskazał ręką na wampiry- To twoja sprawka.
- Uznałam, że przyda wam się mała pomoc. Marcel najwyraźniej przewidział to, że Klaus będzie próbował ich zabić, więc wysłał część swoich wampirów na tyły domu, aby w razie czego wskoczyć przez okno i zabrać jakąś blondynkę. Nie mam pojęcia o kim mówił, ale wy chyba tak- wyjaśniła.
Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że mówi o Caroline. Marcel jest cwańszy niż myślałem. Nie dobrze...
- Umówmy się tak- zaczęła blondynka- Ja posprzątam ten bałagan, ale musicie mi odpowiedzieć na parę pytań.
- Zgoda- powiedziałem równo z Elijah.
- Dobrze- oznajmiła czarownica i uśmiechnęła się.
Zaczęła mówić jakieś słowa w obcym języku i po chwili ciała zaczęły znikać. Jedno po drugim.
- Gdzie oni się podziali?- spytał zaskoczony Elijah.
Ja też byłem zaskoczony. Nigdy nie widziałem takiego zaklęcia. Ale w końcu to Davina. Siedemnastoletnia czarownica. Jedna z najpotężniejszych czarownic. Nie chciałbym być na miejscu osób, których nienawidzi.
- Gdy się obudzą będą w posiadłości Marcela- wyjaśniła- Teraz wasza kolej wywiązania się z umowy.
Zaprosiliśmy ją do środka. Udaliśmy się do salonu, gdzie mieliśmy odpowiadać na pytania Daviny. Postanowiłem jeszcze tylko pójść do Caroline i powiedzieć jej, że może już iść do Damona. Gdy przekroczyłem próg sypialni Elijah, zobaczyłem śpiącą Caroline na fotelu. Podszedłem do niej, wziąłem na ręce i zaniosłem do mojej sypialni. Ułożyłem na łóżku i przykryłem kołdrą. Chwilę się jej przyglądałem. Jej blond loki opadały na twarz, tym samym ją zasłaniając. Pocałowałem ją delikatnie w czoło i wyszedłem. Po chwili byłem w salonie. Usiadłem na kanapie obok Elijah.
- Więc co chciałabyś wiedzieć?- spytałem.
- Najpierw... Kim jest blondynka, o której mówił Marcel?- spytała.
- Caroline Forbes- zaczął wyjaśniać Elijah- Jest około dwuletnim wampirem. Marcel ją porwał aby wzięła udział w tej całej "gierce". I tak jakoś wyszło, że wylosował on akurat mojego brata. Ale teraz Marcel chce ją zabrać.
- To dlaczego jej po prostu nie oddacie?-zapytała.
- Bo to nie jest takie proste- odpowiedziałem.
- Znamy Caroline. Znaczy ja poznałem ją trochę bliżej dopiero teraz, ale Niklaus wcześniej- wyjaśnił mój brat.
- Czyli jest waszą przyjaciółką?- zapytała coraz bardziej zainteresowana rozmową.
- Można tak powiedzieć- mruknąłem.
Davina chwilę mi się przyglądała. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, który mówił "Wiem. Już wszystko wiem".
- O mój Boże... Ty ją kochasz!- krzyknęła zaskoczona.
- To aż tak widać?- zapytałem.
- Nie, ale kiedy spytałam się czy jest waszą przyjaciółką w twoich oczach pojawiło się coś takiego co widziałam tylko u osób, które szczerze kochają osobę, o której się mówi- wyjaśniła.
- Jak się poznaliście?- zapytała szybko.
- To dość długa historia- powiedziała.
- Mam czas. Dużo czasu- powiedziała dziewczyna.
- Więc... Wróciłem do Mystic Falls, aby wykonać rytuał, który miał uwolnić moją wilkołaczą stronę. Do tego potrzebny był mi wampir, czarownica, wilkołak i żywy sobowtór. Czarownicę miałem, a jak wiesz w Mystic Falls roi się od nadprzyrodzonych istot, więc wilkołak i wampir nie były problemem. Sobowtóra też łatwo było zdobyć. Wystarczyło zagrozić, że zabije jej bliskich. Wilkołakiem złożonym w ofierze miał być nie jaki Tyler Lockwood, a wampirem Caroline Forbes. Oczywiście nie obeszło by się bez próby popsucia mojego planu przez Damona Salvatore. Napoił Elenę, czyli sobowtóra krwią, aby po tym jak zabiję ją w rytuale powstała jako wampir. Dopiero później zdał sobie sprawę z tego, że ona nigdy mu tego nie wybaczy. Więc postanowił wykraść Tylera i Caroline, aby nie wykonać rytuału przy tej pełni tylko przy następnej. Oczywiście ja zawsze mam plan awaryjny. Wilkołaka miałem już przyszykowanego. Został tylko wampir. Postanowiłem się zemścić za to, że próbowali popsuć moje plany i przemieniłem w wampira ciotkę Eleny. Rytuał poszedł bardzo dobrze i uwolniłem swoją wilkołaczą stronę. Wyjechałem tworzyć takich jak ja. Niestety wszystkie wilkołaki, które próbowałem przemienić w wampiry umierały. Ciekawy o co chodzi postanowiłem wrócić do Mystic Falls. Tam okazało się, że Elena żyje jako człowiek. Nie wiem jakim cudem. Okazało się, że mogę przemienić wilkołaki w wampiry tylko wtedy kiedy wypiją krew sobowtóra. I tak powstała moja pierwsza udana hybryda- Tyler. Obecnie był chłopakiem Caroline. Hybrydy, które stworzyłem były powiązane ze mną czymś w rodzaju więzi. Robiły to o co je prosiłem. Zawsze. Bez wyjątku. Kiedyś kazałem Tylerowi ugryźć Caroline. Oczywiście wiedział, że ugryzienie wilkołaka zabija wampira. Chciałem mu udowodnić, że musi robić to co chce. Że taka jest jego natura. Oczywiście spierał się, że nigdy nie ugryzie Caroline, ale po jakiś dwóch godzinach przyszedł do mnie i powiedział, że ją ugryzł. Błagał mnie o moją krew, by uleczyć Caroline. Uznałem, że ją wyleczę. W końcu nic nie zrobiła, niczemu nie była winna. Jak postanowiłem tak też zrobiłem. Zaskoczyła mnie. Mimo iż wiedziała kim jestem i co mogę jej zrobić nie bała się powiedzieć co o mnie sądzi. Moja matka postanowiła urządzić bal. Zaprosiłem na niego Caroline. Zaskakiwała mnie od nowa. Była miła, ale też nie bała się powiedzieć co o mnie sądzi. Caroline zaczęła mnie zmieniać. Przy niej czułem się jakbym znów żył. Często wykorzystywali ją do odwrócenia mojej uwagi. Nie przeszkadzało mi to. Po woli się w niej zakochiwałem. Ale nie potrafiłem przyjąć tego do wiadomości. Ja pierwotna hybryda zakochał się w młodej wampirzycy. Ale im więcej czasu z nią spędzałem, tym bardziej byłem przekonany do tego, że ja kocham- wyjaśniłem.
Spojrzałem na młodą czarownicę. Była wyraźnie zainteresowana moją opowieścią. Uśmiechnęła się szeroko. Spojrzałem na Elijah. Był on uśmiechnięty. Jeszcze chyba nigdy nie widziałem żeby się tak uśmiechał.
- Chętnie poznam Caroline- poinformowała nas Davina- Ale teraz mam do was prośbę.
- Jaką prośbę?- zapytałem.
- Potrzebuję ochrony- oznajmiła- Po tym co zrobiłam Marcel będzie chciał mnie zabić.
- Masz rację- powiedział mój brat.
- Wiem, że chcecie zabić Marcela i pomogę wam z tym z ogromną chęcią, ale potrzebuję ochrony. Nie zawsze jestem tak silna jak dzisiaj, i nie zawsze będę potrafiła powalić sto wampirów- oznajmiła.
- Dobrze- powiedziałem. Nie wiem dlaczego, ale ją lubię- Możesz tu zamieszkać. Elijah pojedzie z tobą po twoje rzeczy.
- Naprawdę?- spytali równocześnie Davina i Elijah, wyraźnie zaskoczeni.
- Tak, naprawdę- powiedziałem.
- Caroline naprawdę Cię zmienia- zachichotała Davina- Nie mogę się doczekać poznania jej- dodała z uśmiechem.
- Chodźmy już po twoje rzeczy- powiedział Elijah.
Davina przytaknęła i po chwili wyszli. Podszedłem do barku i nalałem sobie whisky i usiadłem na kanapie. Chwyciłem szkicownik i ołówek. Zacząłem rysować to co rysuję od paru miesięcy. Piękną, blond wampirzycę...
środa, 26 lutego 2014
środa, 19 lutego 2014
Drugi blog ;)
Kiedyś wpadłam na pomysł założenia bloga o Katherine i Damonie. Oczywiście wątek Klaroline też pojawi się w tym blogu ;)
Serdecznie zapraszam :
Mam nadzieję, że zajrzycie i ocenicie ;)
Pozdrawiam xx
Serdecznie zapraszam :
Mam nadzieję, że zajrzycie i ocenicie ;)
Pozdrawiam xx
niedziela, 16 lutego 2014
Rozdział 8
*Oczami Klausa*
- Co Ty tutaj robisz?
- Raczej co TY tutaj robisz!- wykrzyknąłem.
Byłem wściekły. Cholernie wściekły. Tylko nie wiem czy na Caroline, która chciała wyjechać, czy na tego debila Damona, który na pewno podsunął jej ten pomysł, czy na mnie za to, że jej nie przypilnowałem. Spojrzałem w jej oczy. Widać w nich strach. Ona się boi. Boi się mnie. Patrzyłem na nią, a ona na mnie. Po chwili nie mogłem wytrzymać naszego kontaktu wzrokowego, więc odwróciłem wzrok i praktycznie wywrzeszczałem:
- Zadałem Ci pytanie! Masz na nie odpowiedzieć!
- Nie widzisz?! Chciałam uciec. Uciec jak najdalej od Nowego Orleanu, tej całej gierki, Marcela i Ciebie!- krzyczała, a w jej oczach pojawiały się łzy.
- No to masz problem kochana. Bo ode mnie strasznie trudno uciec- powiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Właśnie zauważyłam- odgryzła się- A teraz mnie przepuść.
- Nie ma takiej mowy- odpowiedziałem- Wracamy do domu.
- Ale ja muszę iść pomóc Damonowi- krzyczała.
- O tym co musisz decyduje ja- oznajmiłem.
- Mam to gdzieś! Masz mnie przepuścić!- nadal krzyczała.
- Nie!- krzyknąłem.
- Klaus, proszę- mówiła już trochę łagodniej- To mój przyjaciel.
- Twój przyjaciel? Od kiedy?- zapytałem- Nie pamiętasz już jak się Tobą bawił?
W tej samej chwili poczułem jak jej ręka zaciśnięta w pięść ląduje na moim policzku. Caroline mnie uderzyła. Gdyby to była inna dziewczyna pewnie by już nie żyła. Zachwiałem się od uderzenia i w tej samej chwili Caroline znalazła się przy Damonie. Zaczęła nim potrząsać.
- Klaus dlaczego on się nie budzi?- spytała, a łza spłynęła po jej policzku.
- Widzisz kochana. Mam tysiąc lat i gdy rzuciłem go na drzewo musiał trafić na jakąś grubą gałąź, która wbiła mu się w miejsce gdzie od serca dzieliły go dokładnie milimetry. Normalny wampir po czymś takim traci przytomność na jakiś dzień, a później przez jakieś 2 godziny nie może się nigdzie ruszyć bo czuje niemiłosierny ból w klatce piersiowej. Biedny Damon- zadrwiłem.
- No trudno chyba musimy wrócić do domu i tam wyleczyć Damona- powiedziała.
- Wreszcie się ze mną... Czekaj co?! Wyleczyć Damona? Ty sobie żarty robisz?- spytałem zaskoczony.
- Nie, nie robię sobie z ciebie żartów. I tak dobrze słyszałeś wyleczyć Damona. To mój przyjaciel i go nie zostawię.
- Nie ma mowy- powiedziałem.
- Klaus!- krzyknęła- To przez ciebie on jest w takim stanie!
- Tak prze ze mnie. I co z tego?- spytałem już trochę zirytowany.
- To, że powinieneś mu teraz pomóc!- wywrzeszczała.
- Kochana chyba zapominasz kim jestem. Jestem pierwotną hybrydą i nikt nie ma prawa mówić mi co mam robić!- krzyknąłem.
- Ja Ci nie mówię co powinieneś zrobić, ja Ci mówię co MUSISZ zrobić!- wywrzeszczała mi w twarz.
- Kochana, chyba za daleko się posuwasz, nie sądzisz?- spytałem zdenerwowany zachowaniem blondynki.
- Nie, nie sądzę! Powinieneś wreszcie zrozumieć, że nie jesteś pępkiem świata. Są inne osoby, które potrzebują pomocy, NIE TYLKO TY! Mam gdzieś Twoje zdanie i albo zabierasz Damona z nami, albo ja nigdzie nie idę- powiedziała zdeterminowana.
Wiedziałem, że będzie trzymać przy swoim. Jest uparta. Bardzo uparta. Może nawet bardziej niż ja. Spojrzałem na wampirzycę. Już nie wpatrywała się tymi pięknymi błękitnymi oczami we mnie lecz w Damona. Bała się o niego. Jestem ciekawy dlaczego jej uczucia do wampira się zmieniły. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Caroline.
- To co? Zabieramy Damona do domu czy stoimy tu w nieskończoność?
- Dobra. Ale gdy tylko wyzdrowieje ma wracać do Mystic Falls- powiedziałem i podszedłem do wampira.
Po drodze spojrzałem na twarz blondynki. W jej oczach znów widać było ten niepowtarzalny błysk. Podniosłem Damona z ziemi i zatargałem do samochodu. Gdy kierowałem się do drzwi od strony kierowcy usłyszałem ten piękny głos.
- Klaus...- zawahała się- Dziękuje- dodała i uśmiechnęła się słabo.
*Oczami Elijah*
Stałem przed drzwiami starej rezydencji mojej rodziny. Przyglądałem jej się. Od dwustu lat nie wiele się zmieniła. Są te same marmurowe schody, dębowe drzwi, jabłonki wokół posiadłości, dwie wysokie kolumny i piękne kwiaty. Podszedłem do drzwi i zapukałem. Nikt nie otwierał, wiec postanowiłem sprawdzić czy ktoś jest w domu. Wytężyłem swoje zmysły. Poczułem obecność tylko jednej osoby... Kateriny. Kopnąłem w drzwi, które chwilę potem wylądowały z hukiem na podłodze. Długi ganek prowadził do salonu, kuchni i specjalnego pomieszczenia. To miejsce zostało specjalnie wybudowane dla Klausa. Był to pokój tortur, ale także jako więzienie dla ludzi, którzy podpadli mojemu bratu. Klaus nie pozwalał tam wejść nikomu oprócz Marcela. Domyśliłem się, że pewnie tam trzyma Katerinę. Ostrożnie pociągnąłem za drzwi, o dziwo były otwarte. Długie schody prowadziły do podziemi. Powoli zacząłem z nich schodzić. Po chwili znalazłem się w ciemnym korytarzu. Gdyby nie to, że jako wampir miałem lepszy wzrok pewnie bym nic nie widział. Poczułem bardzo bliski mi zapach. Krew. Postanowiłem kierować się jej zapachem. Szedłem długim i ciemnym korytarzem gdy nagle zobaczyłem wyłaniającą się postać.
- Elijah?- usłyszałem troszeczkę zachrypnięty głos Kateriny.
- Katerina- odpowiedziałem jej.
- To naprawdę ty- powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
Podeszła do mnie i położyła swoją dłoń na moim policzku. Cały czas była uśmiechnięta. Spojrzałem na nią. Była blada i brudna.
- Zabierzesz mnie stąd?- spytała.
- Oczywiście, że tak- odpowiedziałem natychmiast i mocno ją przytuliłem.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- zapytała.
- Nie tylko ty miałaś być nagrodą w gierce Marcela. Była nią też Caroline Forbes- zacząłem, ale Katerina mi przerwała.
- Caroline?- spytała zdziwiona- Ją też uratowałeś?- zaśmiała się.
- Niestety nie. Musiała wziąć udział w losowaniu. Miała takie szczęście i wylosowanym wampirem był mój brat- powiedziałem.
- Zależy dla kogo szczęście- powiedziała i szeroko się uśmiechnęła.
- Masz rację. Więc Caroline musiała z nami i zamieszkać i miałem okazje ją poznać i wypytać trochę o tym jak ją tam traktowano. Później poszedłem do czarownicy z prośbą znalezienia Cię- wyjaśniłem.
- Dziękuje Elijah- powiedziała na co się uśmiechnąłem.
- Chodźmy stąd- oznajmiłem po czym wyszliśmy z posiadłości.
Na dworze było zimno, ale jako wampir nie odczuwałem zmian klimatycznych. Niestety Katerina tak, ponieważ piła za mało krwi. Zdjąłem swoją marynarkę i założyłem ją na ramiona brunetki. Chwile później byliśmy w samochodzie. Kiedy dojechałem do naszej wilii Katerina spała. Wziąłem ją ostrożnie na ręce i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Kiedy wszedłem do domu zobaczyłem jak Klaus schodzi ze schodów. Był zły. Bardzo zły. Ciekawe kto go tak wkurzył.
- Ooo... Widzę, że szlachetny Elijah uratowałem damę z kłopotów- powiedział złośliwie.
- Niklaus... Któż Cię tak zdenerwował- spytałem.
- Idź połóż Katerinę- oznajmił. Najwyraźniej nie miał zamiaru mi odpowiedzieć.
Skierowałem się w stronę mojej sypialni. Położyłem wampirzycę na łóżko i postanowiłem znaleźć Caroline. Najpierw zajrzałem do jej pokoju, ale nikogo nie było. Usłyszałem jakiś odgłos z sypialni obok więc poszedłem tam. Caroline siedziała na łóżku, a obok nie leżał nieprzytomny Damon. Tylko co on tu robi?
- Witaj Caroline- przywitałem się.
- Witaj Elijah- odpowiedziała.
- Mogę zadać Ci dwa pytania?- spytałem niepewnie.
- Pewnie chcesz zapytać dlaczego Twój brat jest tak wkurzony i co Damon tu robi- powiedziała.
- Dokładnie o to chciałem spytać- odpowiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Więc Klaus jest zły na mnie- zaczęła, ale jej przerwałem.
- Na ciebie?! Jesteś ostatnią osobą, na którą Klaus mógłby być zły- powiedziałem.
- Tak Elijah. Klaus jest zły na mnie za to, że próbowałam uciec. Kiedy wyszedłeś Damon tu przyszedł. Jako jedyny mnie szukał. Zaproponował, że mnie stąd zabierze. Ja się zgodziłam, ale po drodze znalazł nas Klaus. Rzucił Damona na drzewo i gałąź wbiła mi się obok serca. I kazałam Klausowi go tu zabrać i go wyleczyć. No i od tego czasu z nim nie rozmawiałam- oznajmiła mi.
- Wiesz już gdzie znajduje się Katherine?- spytała po chwili milczenia.
- Tak- uśmiechnąłem się- Teraz śpi w mojej sypialni.
- Jest tutaj? To po to wyszedłeś?- zapytała i uśmiechnęła się szeroko.
- Tak jest tutaj- powiedziałem.
Chciałem jeszcze coś dodać, ale Klaus mnie zawołał.
- Przepraszam Cię na chwilę Caroline- powiedziałem i wyszedłem z pokoju.
- Czego chcesz Klaus?- zwróciłem się do mojego brata, który wyglądał przez okno.
- Mamy kłopoty- powiedział.
- Co? Jakie kłopoty?- zapytałem. Niklaus skinął głową abym podszedł do okna. Na zewnątrz stał Marcel i jego wampiry. Dużo wampirów.
- Domyślam się, że są tu w sprawie Kateriny- powiedział mój brat.
- Co Ty tutaj robisz?
- Raczej co TY tutaj robisz!- wykrzyknąłem.
Byłem wściekły. Cholernie wściekły. Tylko nie wiem czy na Caroline, która chciała wyjechać, czy na tego debila Damona, który na pewno podsunął jej ten pomysł, czy na mnie za to, że jej nie przypilnowałem. Spojrzałem w jej oczy. Widać w nich strach. Ona się boi. Boi się mnie. Patrzyłem na nią, a ona na mnie. Po chwili nie mogłem wytrzymać naszego kontaktu wzrokowego, więc odwróciłem wzrok i praktycznie wywrzeszczałem:
- Zadałem Ci pytanie! Masz na nie odpowiedzieć!
- Nie widzisz?! Chciałam uciec. Uciec jak najdalej od Nowego Orleanu, tej całej gierki, Marcela i Ciebie!- krzyczała, a w jej oczach pojawiały się łzy.
- No to masz problem kochana. Bo ode mnie strasznie trudno uciec- powiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Właśnie zauważyłam- odgryzła się- A teraz mnie przepuść.
- Nie ma takiej mowy- odpowiedziałem- Wracamy do domu.
- Ale ja muszę iść pomóc Damonowi- krzyczała.
- O tym co musisz decyduje ja- oznajmiłem.
- Mam to gdzieś! Masz mnie przepuścić!- nadal krzyczała.
- Nie!- krzyknąłem.
- Klaus, proszę- mówiła już trochę łagodniej- To mój przyjaciel.
- Twój przyjaciel? Od kiedy?- zapytałem- Nie pamiętasz już jak się Tobą bawił?
W tej samej chwili poczułem jak jej ręka zaciśnięta w pięść ląduje na moim policzku. Caroline mnie uderzyła. Gdyby to była inna dziewczyna pewnie by już nie żyła. Zachwiałem się od uderzenia i w tej samej chwili Caroline znalazła się przy Damonie. Zaczęła nim potrząsać.
- Klaus dlaczego on się nie budzi?- spytała, a łza spłynęła po jej policzku.
- Widzisz kochana. Mam tysiąc lat i gdy rzuciłem go na drzewo musiał trafić na jakąś grubą gałąź, która wbiła mu się w miejsce gdzie od serca dzieliły go dokładnie milimetry. Normalny wampir po czymś takim traci przytomność na jakiś dzień, a później przez jakieś 2 godziny nie może się nigdzie ruszyć bo czuje niemiłosierny ból w klatce piersiowej. Biedny Damon- zadrwiłem.
- No trudno chyba musimy wrócić do domu i tam wyleczyć Damona- powiedziała.
- Wreszcie się ze mną... Czekaj co?! Wyleczyć Damona? Ty sobie żarty robisz?- spytałem zaskoczony.
- Nie, nie robię sobie z ciebie żartów. I tak dobrze słyszałeś wyleczyć Damona. To mój przyjaciel i go nie zostawię.
- Nie ma mowy- powiedziałem.
- Klaus!- krzyknęła- To przez ciebie on jest w takim stanie!
- Tak prze ze mnie. I co z tego?- spytałem już trochę zirytowany.
- To, że powinieneś mu teraz pomóc!- wywrzeszczała.
- Kochana chyba zapominasz kim jestem. Jestem pierwotną hybrydą i nikt nie ma prawa mówić mi co mam robić!- krzyknąłem.
- Ja Ci nie mówię co powinieneś zrobić, ja Ci mówię co MUSISZ zrobić!- wywrzeszczała mi w twarz.
- Kochana, chyba za daleko się posuwasz, nie sądzisz?- spytałem zdenerwowany zachowaniem blondynki.
- Nie, nie sądzę! Powinieneś wreszcie zrozumieć, że nie jesteś pępkiem świata. Są inne osoby, które potrzebują pomocy, NIE TYLKO TY! Mam gdzieś Twoje zdanie i albo zabierasz Damona z nami, albo ja nigdzie nie idę- powiedziała zdeterminowana.
Wiedziałem, że będzie trzymać przy swoim. Jest uparta. Bardzo uparta. Może nawet bardziej niż ja. Spojrzałem na wampirzycę. Już nie wpatrywała się tymi pięknymi błękitnymi oczami we mnie lecz w Damona. Bała się o niego. Jestem ciekawy dlaczego jej uczucia do wampira się zmieniły. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Caroline.
- To co? Zabieramy Damona do domu czy stoimy tu w nieskończoność?
- Dobra. Ale gdy tylko wyzdrowieje ma wracać do Mystic Falls- powiedziałem i podszedłem do wampira.
Po drodze spojrzałem na twarz blondynki. W jej oczach znów widać było ten niepowtarzalny błysk. Podniosłem Damona z ziemi i zatargałem do samochodu. Gdy kierowałem się do drzwi od strony kierowcy usłyszałem ten piękny głos.
- Klaus...- zawahała się- Dziękuje- dodała i uśmiechnęła się słabo.
*Oczami Elijah*
Stałem przed drzwiami starej rezydencji mojej rodziny. Przyglądałem jej się. Od dwustu lat nie wiele się zmieniła. Są te same marmurowe schody, dębowe drzwi, jabłonki wokół posiadłości, dwie wysokie kolumny i piękne kwiaty. Podszedłem do drzwi i zapukałem. Nikt nie otwierał, wiec postanowiłem sprawdzić czy ktoś jest w domu. Wytężyłem swoje zmysły. Poczułem obecność tylko jednej osoby... Kateriny. Kopnąłem w drzwi, które chwilę potem wylądowały z hukiem na podłodze. Długi ganek prowadził do salonu, kuchni i specjalnego pomieszczenia. To miejsce zostało specjalnie wybudowane dla Klausa. Był to pokój tortur, ale także jako więzienie dla ludzi, którzy podpadli mojemu bratu. Klaus nie pozwalał tam wejść nikomu oprócz Marcela. Domyśliłem się, że pewnie tam trzyma Katerinę. Ostrożnie pociągnąłem za drzwi, o dziwo były otwarte. Długie schody prowadziły do podziemi. Powoli zacząłem z nich schodzić. Po chwili znalazłem się w ciemnym korytarzu. Gdyby nie to, że jako wampir miałem lepszy wzrok pewnie bym nic nie widział. Poczułem bardzo bliski mi zapach. Krew. Postanowiłem kierować się jej zapachem. Szedłem długim i ciemnym korytarzem gdy nagle zobaczyłem wyłaniającą się postać.
- Elijah?- usłyszałem troszeczkę zachrypnięty głos Kateriny.
- Katerina- odpowiedziałem jej.
- To naprawdę ty- powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
Podeszła do mnie i położyła swoją dłoń na moim policzku. Cały czas była uśmiechnięta. Spojrzałem na nią. Była blada i brudna.
- Zabierzesz mnie stąd?- spytała.
- Oczywiście, że tak- odpowiedziałem natychmiast i mocno ją przytuliłem.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- zapytała.
- Nie tylko ty miałaś być nagrodą w gierce Marcela. Była nią też Caroline Forbes- zacząłem, ale Katerina mi przerwała.
- Caroline?- spytała zdziwiona- Ją też uratowałeś?- zaśmiała się.
- Niestety nie. Musiała wziąć udział w losowaniu. Miała takie szczęście i wylosowanym wampirem był mój brat- powiedziałem.
- Zależy dla kogo szczęście- powiedziała i szeroko się uśmiechnęła.
- Masz rację. Więc Caroline musiała z nami i zamieszkać i miałem okazje ją poznać i wypytać trochę o tym jak ją tam traktowano. Później poszedłem do czarownicy z prośbą znalezienia Cię- wyjaśniłem.
- Dziękuje Elijah- powiedziała na co się uśmiechnąłem.
- Chodźmy stąd- oznajmiłem po czym wyszliśmy z posiadłości.
Na dworze było zimno, ale jako wampir nie odczuwałem zmian klimatycznych. Niestety Katerina tak, ponieważ piła za mało krwi. Zdjąłem swoją marynarkę i założyłem ją na ramiona brunetki. Chwile później byliśmy w samochodzie. Kiedy dojechałem do naszej wilii Katerina spała. Wziąłem ją ostrożnie na ręce i skierowałem się w stronę drzwi wejściowych. Kiedy wszedłem do domu zobaczyłem jak Klaus schodzi ze schodów. Był zły. Bardzo zły. Ciekawe kto go tak wkurzył.
- Ooo... Widzę, że szlachetny Elijah uratowałem damę z kłopotów- powiedział złośliwie.
- Niklaus... Któż Cię tak zdenerwował- spytałem.
- Idź połóż Katerinę- oznajmił. Najwyraźniej nie miał zamiaru mi odpowiedzieć.
Skierowałem się w stronę mojej sypialni. Położyłem wampirzycę na łóżko i postanowiłem znaleźć Caroline. Najpierw zajrzałem do jej pokoju, ale nikogo nie było. Usłyszałem jakiś odgłos z sypialni obok więc poszedłem tam. Caroline siedziała na łóżku, a obok nie leżał nieprzytomny Damon. Tylko co on tu robi?
- Witaj Caroline- przywitałem się.
- Witaj Elijah- odpowiedziała.
- Mogę zadać Ci dwa pytania?- spytałem niepewnie.
- Pewnie chcesz zapytać dlaczego Twój brat jest tak wkurzony i co Damon tu robi- powiedziała.
- Dokładnie o to chciałem spytać- odpowiedziałem i uśmiechnąłem się.
- Więc Klaus jest zły na mnie- zaczęła, ale jej przerwałem.
- Na ciebie?! Jesteś ostatnią osobą, na którą Klaus mógłby być zły- powiedziałem.
- Tak Elijah. Klaus jest zły na mnie za to, że próbowałam uciec. Kiedy wyszedłeś Damon tu przyszedł. Jako jedyny mnie szukał. Zaproponował, że mnie stąd zabierze. Ja się zgodziłam, ale po drodze znalazł nas Klaus. Rzucił Damona na drzewo i gałąź wbiła mi się obok serca. I kazałam Klausowi go tu zabrać i go wyleczyć. No i od tego czasu z nim nie rozmawiałam- oznajmiła mi.
- Wiesz już gdzie znajduje się Katherine?- spytała po chwili milczenia.
- Tak- uśmiechnąłem się- Teraz śpi w mojej sypialni.
- Jest tutaj? To po to wyszedłeś?- zapytała i uśmiechnęła się szeroko.
- Tak jest tutaj- powiedziałem.
Chciałem jeszcze coś dodać, ale Klaus mnie zawołał.
- Przepraszam Cię na chwilę Caroline- powiedziałem i wyszedłem z pokoju.
- Czego chcesz Klaus?- zwróciłem się do mojego brata, który wyglądał przez okno.
- Mamy kłopoty- powiedział.
- Co? Jakie kłopoty?- zapytałem. Niklaus skinął głową abym podszedł do okna. Na zewnątrz stał Marcel i jego wampiry. Dużo wampirów.
- Domyślam się, że są tu w sprawie Kateriny- powiedział mój brat.
Subskrybuj:
Posty (Atom)