sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 20

Las… Znajdowałam się w ciemnym lesie. Nie widziałam niczego nawet z wampirzymi zdolnościami. Szłam po omacku, co chwilę dotykając jakiegoś drzewa. Nagle coś mknęło w oddali.
Światło!
Małe, żółte kółeczko, które mówiło, że tam jest upragnione światło. Szybko pobiegłam w tę stronę. Po chwili zaczęłam wszystko widzieć. Las został rozświetlony. Nagle zrobiło się jasno. Szybko zasłoniłam oczy, ponieważ te przyzwyczaiły się do ciemności i jasność tylko je raziła. Po chwili moje oczy zaakceptowały światło i mogłam rozejrzeć się po okolicy. Stałam samotnie na jakiejś polanie. Nie było nikogo, niczego. Żadnej żywej duszy. Nie słyszałam żadnego bicia serca. Ta cisza, która tu panowała była aż bolesna. W tym lesie, w tej ciszy czułam się jakbym była martwa. Jakbym nie mogła już nic powiedzieć, uśmiechnąć się, nikogo dotknąć. Nagle usłyszałam trzask gałęzi za mną i szybko się odwróciłam. Za drzewem zauważyłam dziewczynę. Blondynka z czerwoną peleryną. W jej oczach widziałam tyle uczuć.
Strach.
Ciekawość.
Szczęście.
Troska.
Wszystkiego po trochu. Stałam w bezruchu i patrzyłam się na nią, tak jak ona na mnie. Żadna z nas nic nie mówiła, jakby słowa były zbędne. Jakbyśmy rozumiały się bez słów. Nagle blondynka podeszła do mnie, ale nadal zachowywała bezpieczną odległość.
- Co tu robisz?- przerwała ciszę panującą w tym miejscu.
Jej głos był taki… znajomy. Czułam się jakbym rozmawiała z nią codziennie, znała jej głos na
pamięć. Czułam, że mogę jej zaufać.
- Ja…- zawahałam się- Nie mam pojęcia. Znalazłam się tu nagle i…
- Tu nie jest bezpiecznie. Uciekaj stąd!- powiedziała i zbliżyła się do mnie o krok.
- Co? Dlaczego? A co z tobą?- zastanawiałam się.
- Nie jesteś tu bezpieczna, Caroline.
Skąd ona zna moje imię.
- Skąd ty…?
- Nie bój się mnie, Caroline. Chce pomóc. Chce cię chronić. Zawsze tego chciałam. Tylko tego- powiedziała, a ja jej uwierzyłam.
- Co? Dlaczego? O co chodzi?- tyle pytań krążyło mi po głowie.
- Caroline musisz uważać. Nie jesteś bezpieczna. Nie teraz, gdy ona cię znalazła. Jest coraz bliżej, Caroline.
- Kto? Kto mnie znalazł?- byłam przerażona.
- Osoba, która chce cię zabić, Caroline. Która chce zabić nas- powiedziała.
- Jak to nas? Dlaczego?
- Caroline musisz uciekać! Ona jest coraz bliżej. Czuje to.
Nagle usłyszałam bicie serca. Nie było to serce blondynki. Odwróciłam się w stronę głosu i ujrzałam przed sobą śliczną szatynkę. Była przerażona.
- G-gdzie ja jestem?- zapytała.
- Nie bój się. Nic ci się nie stanie- powiedziałam i podeszłam trochę bliżej niej.
Zauważyłam, że blondynka, z którą wcześniej rozmawiałam coś krzyczy, ale jej nie słyszałam. Jakby świat postanowił ją wyciszyć. Ponownie spojrzałam na szatynkę. Teraz nie wyglądała na przerażoną, wręcz przeciwnie. Miała na twarzy złowieszczy uśmieszek.
- Wiem, że mi nic się nie stanie. Nie mogę tego za to powiedzieć o tobie, Caroline- powiedziała.
Nagle jej szczęka tak jakby zaczęła się rozrywać, a zęby zastąpiły długie kły. Otworzyłam szerzej oczy i cofnęłam się o krok, ale niestety zahaczyłam o coś nogą i przewróciłam się.
- Byłaś łatwym celem, Caroline- powiedziała i nagle ruszyła w moją stronę i wgryzła mi się w szyję. Krzyczałam. Bolało jak cholera. I nagle jakby bariera przez, którą nie słyszałam blondynki znikła i teraz dokładnie słyszałam jej głos. A konkretniej krzyk.
- Caroline!
To było ostanie co usłyszałam. Później była tylko ciemność…
Umarłam…

Obudziłam się z przeraźliwym krzykiem i łzami w oczach. Klaus słysząc mój krzyk natychmiast podniósł się do pozycji siedzącej. Cały czas byłam przerażona i płakałam.
- Caroline- wyszeptał Klaus i objął mnie ramieniem.
Wtuliłam się w niego i ciągle płakałam. Ten sen… On był taki realny. Jakby był tylko ostrzeżeniem.
Ale przed czym?
- Caroline, kochana, co się stało?- zapytał Klaus.
- Nic. To był tylko sen. Tylko sen- wyszeptałam bardziej do siebie niż do niego.
- Co ci się śniło?- zapytał, gdy się uspokoiłam.
- Szczerze.. Nie pamiętam- skłamałam.
No bo co mam mu powiedzieć? Że śniła mi się jakaś dziewczyna, która rozszarpała moje gardło bez żadnego powodu. A i była jeszcze jedna dziewczyna, która mówiła, że nie jestem bezpieczna i chce mnie chronić. To przecież takie normalne!
Odsunęłam się od niego i położyłam się z powrotem do łóżka. Klaus zrobił tak samo. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć. Nie udało mi się. Wyszłam na taras. Po mojej głowie kłębiło się tyle myśli.
Czy to było ostrzeżenie? Czy naprawdę coś mi zagraża? Czy nie jestem bezpieczna? Czy istnieją takie stworzenia, jakim była tamta dziewczyna? Kim była ta blondynka? Dlaczego znała moje imię? Czemu chciała mnie chronić? Co się dzieje? Czy ja wariuje?
W tej chwili niczego nie byłam pewna. Uznałam, że przyda mi się prysznic. Może wtedy moje myśli znajdą swoje miejsce i nie będą mi zaśmiecać głowy. Z tą myślą ruszyłam do łazienki.

*Oczami Damona*

- Wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze?- zapytałem Katherine, gdy polewałem jej już nie pamiętam, którą szklaneczkę Whisky.
- Co?- zapytała.
- To, że gdy myśleliśmy, że Klaus umarł ta debilka Elena zadzwoniła do mnie i powiedziała, że wybiera mojego brata i, że to zawsze był Stefan. I wiesz, co? Było mi z tego powodu przykro! Boże… Jaki ja byłem głupi- powiedziałem.
Katherine zaśmiała się.
- No widzisz. Na szczęście ludzie się zmieniają- uśmiechnęła się.
- Masz rację. Mamy nawet kilka żywych przykładów, znaczy teoretycznie są martwi, ale mniejsza z tym. No na przykład taki ja, ty albo chociażby Klaus. Ten to się najbardziej zmienił! Jeszcze jakieś dwa miesiące temu wyrwałby mi serce przy najbliższej okazji, a teraz? Mieszkam u niego, można powiedzieć, że normalnie rozmawiamy.
- No Klaus się zmienił. Ścigał mnie przez 500 lat, a teraz gdy jestem na wyciagnięcie ręki nawet mnie nie tknął- powiedziała.
- To wszystko dzięki naszej przyjaciółce- stwierdziłem.
- Więc… Za Caroline!- wzniosła toast i po chwili wypiliśmy całą zawartość w naszych szklankach.
- Wiesz co? Mi już chyba starczy alkoholu. Pójdę się położyć- powiedziała i skierowała się w stronę swojego pokoju.
Postanowiłem posprzątać bałagan, który narobiliśmy. Wyrzuciłem kilkadziesiąt butelek i już było czysto.
- Spodziewałabym się tu każdego. Ale nigdy nie pomyślałabym, że Klaus pozwoliłby ci tu mieszkać. Chyba, że on nic nie wie?- usłyszałem za sobą dobrze mi znany damski głos.
- Więc Damon… Co robisz w moim domu?
- Rebekah… Miło cię widzieć ponownie- uśmiechnąłem się do blondynki.

*Oczami Caroline*

Wyszłam ubrana z łazienki. Miałam na sobie długie, jeansowe spodnie i beżowy sweterek zakładany przez głowę. Włosy miałam rozpuszczone, a na moich nogach znajdowały się krótkie, białe conversy. Dzisiaj było wyjatkowo zimno, jak na te okolice, więc zdecydowałam się na taki ubiór. Klaus nadal smacznie spał. Wyglądał tak niewinnie. Uśmiechnęłam się pod nosem. Poszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki woreczek z krwią. Wypiłam całą zawartość i wyrzuciłam puste opakowanie do kosza. Po chwili usłyszałam sygnał, który oznaczał, że dostałam smsa. Nadawcą była Davina. Pytała się, czy mogę do niej przyjść. Odpisałam jej, że zaraz będę i wyszłam z pokoju. Po chwili byłam pod drzwiami Daviny i Ness. Zapukałam i po chwili drzwi otworzyła Ness.
- Dziękuję, że przyszłaś. Myślałyśmy, że jeszcze śpisz- powiedziała i wpuściła mnie do ich pokoju.
- Nie dziwię się wam, że tak myślałyście. Jestem strasznym śpiochem. Ale dzisiaj jakoś nie mogłam zasnąć. A wy już na chodzie? Przecież jest szósta rano!
- Wiemy, ale nie mamy dużo czasu- powiedziała Davina, która wyszła z łazienki.
Miała na sobie czarne, długie spodnie, biały T-shirt i czarną skórzaną kurtkę. Na nogach miała brązowe botki. Spojrzałam na Ness. Ona zaś miała na sobie szare, długie spodnie, granatowy sweterek zakładany przez głowę i balerinki.
- Na co nie mamy czasu?- zapytałam zdziwiona.
- Katy na nas czeka- odpowiedziała.
- O tej porze?- byłam zdziwiona.
- Tak jest bezpieczniej- powiedziała Ness.
- Dobra już idziemy. Tylko zostawię Klausowi kartkę, że z wami wyszłam- powiedziałam i w wampirzym tempie pognałam do mojego pokoju, zostawiłam pierwotnemu kartkę i pognałam do dziewczyn.
Wyszłyśmy z hotelu i skierowałyśmy się do samochodu. Wsiadłyśmy i Davina odpaliła silnik i ruszyliśmy w nieznanym mi kierunku. Byłam ciekawa jaka będzie Katy.
Czy będzie taka jak Ness i Davina? Czy tak jak Ness, z chęcią nam pomoże? A może wręcz przeciwnie?
- Jaka jest Katy?- zapytałam.
- Mądra- odpowiedziały chórem.
- To zawsze ona myśli- skorygowała Davina.
- Jest mózgiem naszej paczki- zaśmiała się Ness.
Uśmiechnęłam się do nich. Taka była Bonnie. Też zawsze była tą najmądrzejszą. Brakowało mi jej, ale wierze, że tam, gdzie jest ma lepsze życie niż miałaby mieć tutaj.
- A i zapomniałabym! Ktoś jeszcze chce się z tobą spotkać- powiedziała nagle Davina.
- Co? Kto?- zapytałam zdziwiona.
- Pamiętasz jak mówiłam o czarownicy z Salem?- przytaknęłam głową- To ona chce się z tobą spotkać.
Kojarzyła mi się ta nazwa.
Salem… Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć?!
- Czyli, jeśli spotkamy się teraz z Katy, to nie musimy zatrzymywać się w Rzymie?- zapytałam.
W duszy chciałam, aby powiedziała mi, że jednak tam się zatrzymamy, ale rozsądek mówił, że czym prędzej przekonamy czarownice i wrócimy do Nowego Orleanu, to szybciej zabijemy Marcela.
- Musimy. W Rzymie spotykamy się z Rose. Z Katy musiałyśmy się spotkać tutaj, i o takiej porze, ponieważ tak jest bezpieczniej- odpowiedziała blondynka.
- Nie rozumiem. Nie jesteście bezpieczne?- zapytałam.
- Katy skarżyła się, że od pewnego czasu ktoś ją śledzi. Rose mówi tak samo, a Alice została ostatnio zaatakowana przez jakąś kobietę, która mówiła do niej: „Znajdź ją!”. Mimo naszych mocy, nie jesteśmy bezpieczne, Caroline- wytłumaczyła Ness.
- Wiecie może kim była ta kobieta?- spytałam.
Pokręciły głowami.
- Alice nie zagłębiała się w szczegóły. Ona nienawidzi być słaba, i to, że ktoś ją zaatakował traktuje jak wielką porażkę- powiedziała Ness.
- Drugi Klaus- rzuciłam z przekąsem.
Davina i Ness wybuchnęły śmiechem, a po chwili śmiałam się razem z nimi. Co jak, co, ale przy tych dziewczynach nie da rady być poważnym. Po chwili Davina skręciła w jakąś ciemną uliczkę i moim oczom pokazał się mały domek. 
- To był dom jej babci- powiedziała Ness.
Wyszłam z samochodu i przyjrzałam się okolicy. W pobliżu nie było żadnego domu. Same drzewa. Zupełne pustkowie.
Kto by chciał mieszkać w takim miejscu?
- Jakby, co ona tu nie mieszka- powiedziała Davina, jakby czytała mi w myślach- Po prostu od kiedy jej babcia umarła, spotykamy się tutaj, bo jest bezpiecznie.
Nie powiedziałabym, że w tym miejscu jest bezpiecznie, ale może czarownice mają inne poczucie bezpieczeństwa?
- Caroline, chodź!- zawołała Ness, a ja ruszyłam w stronę drzwi.
Po chwili ktoś je otworzył, a moim oczom ukazała się śliczna szatynka.
- Davina! Ness!- krzyknęła uradowana i mocno uściskała dziewczyny.
Uśmiechnęłam się na ten widok. Przypominały mi mnie, Elenę i Bonnie. Dwie brunetki i jedna blondynka. Ale niestety my nigdy już się tak nie przytulimy. Bonnie nie żyje, a Elena to debilka. Pokłóciłam się z nią i od tego czasu kontakt się urwał. Straciłam dwie przyjaciółki na raz. To naprawdę niesprawiedliwe.
Ale jak to się mówi? Jeżeli szczęście jeszcze do ciebie nie przyszło, to wiedz, że jest duże i idzie małymi krokami.
To było moje ulubionego przysłowie, gdy byłam mała. Cały w to wierzyłam i właśnie, dlatego się wtedy nie załamałam. Nie załamałam się, gdy ojciec od nas odszedł, gdy matka nie poświęcała mi czasu, gdy zawsze byłam tą drugą, albo wcale nie byłam wyborem, gdy dowiedziałam się, że Damon mnie wykorzystywał, gdy stałam się wampirem, gdy Tyler musiał opuścić Mystic Falls… Możecie mnie uważać za głupią, ale ja ciągle w to wierzę. Wierzę, że szczęście powoli do mnie idzie. Wierzę, że mogę być szczęśliwa.
- A ty, to pewnie Caroline, prawda?- z zadumy wyrwał mnie przyjazny głos Katy.
Uśmiechnęłam się do niej lekko i przytaknęłam głową na znak potwierdzenia.
- Davina i Ness opowiedziały mi o tobie. Bardzo mi przykro z powodu tego, co ci się przytrafiło. Na pewno na to nie zasługiwałaś- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie ciepło, a odwzajemniłam uśmiech.
- Wejdźcie- powiedziała i zaprosiła nas gestem ręki do środka.
Weszłam do domu i moim oczom ukazały się stare pomieszczenia. Mimo tego, że dom ewidentnie miał swoje lata był bardzo przytulny. Katy zaprowadziła nas do salonu. Ja, Davina i Ness usiadłyśmy na kanapie, a Katy na fotelu naprzeciwko.
- Caroline, opowiedz mi o sobie- poprosiła.
- Nie wiem, czy jest, co opowiadać- zaśmiałam się.
- Oczywiście, że jest! Rozkochałaś w sobie pierwotną hybrydę!
- Żeby, nie było, że nie mówiłam. Zrobiłam to nieświadomie. Choć w sumie, to ja nawet nie wiem jak to zrobiłam- powiedziałam.
- Nikt z nas tego nie wie- uśmiechnęła się- No opowiadaj!
- Jestem Caroline Forbes. Córka Elizabeth i Billa Forbes. Jedynaczka. Ojciec odszedł od nas, gdy miałam pięć lat. Miałam dwie najlepsze przyjaciółki. Elenę Gilbert i Bonnie Bennet. Z pierwszą się pokłóciłam, a druga umarła. Była Miss Mystic Falls. Dopóki nie stałam się wampirem byłam pustą, płytką, głupią blondynka. Zostałam przemieniona przez Katherine Pierce, gdy miałam siedemnaście lat, a później były same problemy- opowiedziałam.
- Tyle mi wystarczy- powiedziała Katy- Pomogę ci.
- Naprawdę?
- Tak. Jedyne czego pragnę to zemsty na Marcelu. Przez kilka lat mieszkałam w Nowym Orleanie. Tam poznałam Davinę. Magia tam jest zakazana i karana śmiercią. Pewnego dnia moja starsza siostra poważnie zachorowała i mogła ją uratować jedynie magia, więc moja babcia podjęła wyzwanie i czarowała. Niestety nie udało jej się uciec i Marcel ją zabił. A aby udowodnić swoją władzę postanowił zabić cały nasz ród. Zabił ich wszystkich. Gdyby nie Davina ja też byłabym martwa- wyjaśniła, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Pewnie się zastanawiasz, dlaczego ci to powiedziałam. Chce być z tobą szczera, bo to jest najważniejsze, jeśli pracujesz w grupie. Zaufanie, Caroline. Jeśli tego nie ma, nie ma żadnych szans na powodzenie. Musimy sobie ufać, Caroline. Inaczej wszystko stracone. Ja muszę ufać tobie, a ty musisz ufać mi, Caroline, rozumiesz?
Tak. To na pewno ona była mózgiem całej ich grupki.
- Rozumiem, Katy. Ufam ci i jestem ci wdzięczna, że byłaś ze mną szczera- uśmiechnęłam się lekko.
Odwzajemniła ten gest, a po chwili zrobiła minę, jakby coś sobie przypomniała.
- Zapomniałabym! Mam nadzieję, że Davina wspominała ci, że ktoś chce się z tobą spotkać- kiwnęłam głową- Więc, chodź. Zaprowadzę cię do niej- powiedziała, poczym wstała z fotela i poprowadziła mnie na piętro.
- To tutaj- wskazała na drzwi i zostawiła mnie samą.
Nie wiedziałam co czuję w tej chwili. Byłam wyładowana emocjami. Z jednej strony bałam się, że mogę tam zobaczyć osobę, której nie chce widzieć, ale z drugiej strony byłam ciekawa. Po chwili zapukałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi. Delikatnie nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. Pokój był pusty.
Przecież, ktoś miał tu na mnie czekać.
Już miałam wracać na dół, gdy zauważyłam zdjęcie na szafce nocnej. Ta fotografia była taka znajoma. Podeszłam bliżej  otworzyłam szerzej oczy. Na zdjęciu znajdowały się trzy osoby. Ja, Bonnie i Elena.
Co to tu robi?
- Witaj Caroline- usłyszałam za sobą, tak bardzo znany mi głos.
Odwróciłam się z niedowierzaniem, a do moich oczu napłynęły łzy.
- Bonnie…- wyszeptałam, a moja przyjaciółka się uśmiechnęła- Boże, ty żyjesz!
Zaśmiałam się przez łzy i mocno przytuliłam przyjaciółkę.
Nie wierze w to. To zbyt piękne by było prawdziwe. To pewnie sen, a za chwilę po prostu się obudzę. Tak jak zawsze.
- Ale jak? To niemożliwe. To musi być sen- wyszeptałam.
- Caroline, to nie jest sen- zaśmiała się i na znak swoich słów uszczypnęła mnie w ramię.
- Ale jak? Przecież byłam na twoim pogrzebie- powiedziałam.
- Pewna osoba mi pomogła. Spotkałam tę osobę po drugiej stronie i się zaprzyjaźniliśmy.
- Kto to?- zapytałam naprawdę ciekawa.
- Znasz go, Caroline. A przynajmniej kojarzysz. Kol Mikaelson-odpowiedziała.
- Kol?!- byłam zdziwiona.
Bonnie uśmiechnęła się i zaczerwieniła się na lewym policzku, tak jak zawsze robił, gdy…
O mój Boże… Bonnie Bennet- największy wróg wampirów, szczególnie pierwotnych, zakochała się w jednym z nich!
- Bonnie Bennet! Zakochałaś się!- zaśmiałam się.
- On jest inny niż mi się wydawało, a zresztą po co ja ci to mówię?! Przecież ty najlepiej wiesz, że ludzie potrafią się zmieniać- zaśmiała się- A zresztą nie rozmawiajmy o mnie i Kolu, ale o tobie i Klausie.
- O mnie i Klausie? Nie ma co mówić- mruknęłam.
- Yhym… Wcale. Podróżujecie sobie tylko po świecie. Razem- rzuciła z przekąsem.
- Tylko po to, aby przeciągnąć na swoją stronę czarownicę do walki z Marcelem!- broniłam się.
- Po to, aby uratować ci życie- stwierdziła- I Klaus pomaga ci je ratować. To takie…romantyczne!
- Co? A gdzie „Caroline, ale ty jesteś głupia! Przecież to nasz wróg! Pierwotna hybryda. Osoba, która wyrządziła w naszym życiu najwięcej zła!”?- zapytałam.
- Wyrosłam z tego- mruknęłam i rzuciła się na łóżko.
- Co masz na myśli, mówiąc „Wyrosłam z tego”?- spytałam.
- To znaczy, że chce abyś była szczęśliwa. Nawet jeśli masz być szczęśliwa przy boku Klausa. To znaczy, że nie będę Eleną i nie będę cię osądzać, tylko będę twoją przyjaciółką i wesprze cię w twojej każdej decyzji. W Mystic Falls źle postępowałam. Wszyscy źle postępowaliśmy. Zajęliśmy się Eleną i przyznawaliśmy jej we wszystkim rację. Robiliśmy wszystko, aby była szczęśliwa, a zapomnieliśmy o tym, abyśmy my byli szczęśliwi- powiedziała.
- Dziękuję Bonnie, ale z Klausem…to skomplikowane- westchnęłam.
- Ponieważ…?- dopytywała się.
- Ponieważ raz jest szczęśliwy i dobry, i wtedy myślę sobie, że mogłabym spróbować, ale następnie on pokazuje mi jakim to on jest potworem i wtedy wszystko jest inaczej!- krzyknęłam sfrustrowana- On ma dwie twarze i nie mam pojęcia, która jest prawdziwa.
- Ale czy to jest wada? Zastanów się, Caroline! Która dziewczyna nie chciałaby, by mężczyzna, który dla innych jest bezwzględny i bezuczuciowy, dla niej był zupełnie inny- miły, troskliwy? Każda oddałaby życie za coś takiego- powiedziała.
Nagle drzwi się otworzyły i ujrzałyśmy trzy uśmiechnięte czarownice.
- Według mnie to jest zaleta- Ness uśmiechnęła się szerzej.
- Podsłuchiwałyście?!- spytałam zszokowana.
A myślałam, że tylko ja tak robiłam z przyjaciółkami.
- Oczywiście, że tak!- zaśmiała się szczerze Davina.
- Można wiedzieć, dlaczego?- zapytałam nonszalancko, krzyżując ręce na piersi.
- To bardzo proste. Kola nie widać tutaj od kilku dni, ponieważ coś załatwia, więc nie możemy rozmawiać o jego związku z Bonnie, ale ten moment zawsze zastępujemy rozmową o tobie i Klausie- wyznała Katy.
- Co? O mnie i Klausie?- spytała zdziwiona.
- Nie bądź taka zdziwiona. Jesteście najgorętszą parą w tym sezonie- powiedziała Ness i wskoczyła na łóżka.
- Parą? Najgorętszą? Wy się dobrze czujecie- spytałam i podeszłam do Ness, przykładając jej rękę do czoła, jakbym sprawdzała czy ma gorączkę.
- Oczywiście, że się dobrze czujemy. Dziękuję za troskę Caroline- uśmiechnęła się Davina, a ja przekręciłam oczami.

*Oczami Eleny*

- W wojnie z Klausem?- spytał zdziwiony Stefan.
- Tak- uśmiechnęłam się uradowana.
- Muszę was zostawić samych. Obowiązki wzywają- powiedział Marcel i odszedł od nas.
- Co tu robi Damon?- zapytałam z udawaną obojętnością.
- Nie mam pojęcia- odpowiedział Stefan.
- Myślisz, że ciągle ma do nas żal?- spytałam.
- To Damon. Przy nim nigdy nic nie wiadomo- wzruszył ramionami- A co cię to w ogóle obchodzi?
- Nic- odpowiedziałam szybko.
Za szybko.
Nie potrafię ukryć tego, że w jakimś stopniu wciąż zależy mi na Damonie, ale nie mogę tego powiedzieć Stefanowi. Przecież to jego kocham!
A przynajmniej mam taką nadzieję.
Moje życie kompletnie się zawaliło. Bonnie jest martwa, Caroline wyjechała, Damon też. Zostałam ze Stefanem. I cieszy mnie to. Naprawdę. Chcę być ze Stefanem, ale jednocześnie nie mogę przestać myśleć jakby to było, gdybym była z Damonem.
Czy mogę kochać ich obu?
Nieeee…
Wtedy byłabym Katherine Pierce, a nie Eleną Gilbert!
Tak. Jestem Elena Gilbert. Wampirzyca szaleńczo zakochana w Stefanie Salvatore.
I tak ma zostać!

__________________________________________________________________________________________________________________
Witajcie! 
To była baaardzoo długa przerwa :( 
Prychodzę do Was z rodziałem 20, ale nie mam zielonego pojęcia za ile pojawi się 21. 
Nie będę usprawiedliwiać mojej nieobecnosci, ponieważ robiłam już kilkanaście razy i zawsze obiecywałam, że to się nie powtórzy.
Uznałam, że nie będę składać obietnic, których nie moge dotrzymać. 
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda i rozdział się spodobał. 
Wasza Caroline xx. 

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 19

*Oczami Stefana*

- No to opowiadaj- zachęcałem brata do wyjaśnienia mi wszystkiego.
- Więc… Kiedy Blondie zaginęła…- zaczął, ale mu przerwałem.
- Ona nie zaginęła! Po prostu chciała od wszystkiego wyjechać- powiedziałem.
- Widzisz braciszku i tu się mylisz…- ponownie zaczął mój brat, ale znowu mu przerwano.
 - Stefan!- usłyszałem Elenę.
- Damon? Co ty tu robisz?- spytała zdziwiona widokiem mojego brata.
- Witaj Eleno- przywitał się- Więc tak jak mówiłem mylisz się…
- Widzę, że znalazłaś Stefana- ktoś znowu zatrzymał Damona.
- Co wy macie z tym przerywaniem mi?- spytał wkurzony.
Zaśmiałem się. 
- Damon co ty tutaj robisz?- spytała Elena.
- Kto to Damon?- zapytał Marcel.
- Uratowałem damę z opałów, a teraz mieszkam u jej wdzięcznych mi kompanów- wyjaśnił.
Jezu! Czy on nie może porządnie odpowiedzieć?!
- Widzę, że wasz przyjaciel ma poczucie humoru- zauważył Marcel- Mogę jednak wiedzieć kim on jest?
- Nie- odpowiedział szybko Damon.
- Nie zapominaj, że jesteś w moim mieście- powiedział, wyraźnie niezadowolony z odpowiedzi Damona Marcel.
- Mało mnie to obchodzi Marcel- warknął Damon i spojrzał na telefon- A teraz przepraszam was, ale mam pilną sprawę do załatwienia- powiedział i zniknął.
- Mogę wiedzieć kto to jest?- spytał Marcel.
- Mój brat- odpowiedziałem.
- Co on tu robi?- spytał.
- Tego właśnie nie wiem. Chyba nadal jest zdruzgotany tym, że Elena wybrała mnie, a nie jego- powiedziałem.
- To teraz nie ważne. Stefan Marcel poprosił nas o pomoc- powiedziała moja ukochana.
- Jaką?- spytałem.
- Pomożemy mu w wojnie z Klausem.

*Oczami Katherine*

Elijah jeszcze nie wrócił. Wyszedł na spacer z tą całą suką- Natalie i jeszcze nie wrócił. Przyznaję się. Byłam zazdrosna. Jak cholera. Ale kto by nie był? Ta dziewczyna była ładna, seksowna, miała duże cycki, a na dodatek miała kiedyś romans z Elijah. Nagle w rezydencji zjawił się Damon.
- Podejrzewałbym każdego na całym świecie o przysłanie mi smsa z treścią „Chcesz się napić?”, ale nie ciebie. Chyba, że jesteś nieźle wkurzona- powiedział z uśmiechem.
- Spadaj- syknęłam- Pijesz ze mną czy nie?
- Odmawiać alkoholowi to grzech- stwierdził i usiadł koło mnie i podał mi jedną butelkę, a z drugiej się napił.
- Dlaczego masz zamiar się upić Katherine?- spytał.
- Metr siedemdziesiąt, brązowe, długie, proste włosy, duże cycki- zaczęłam wymieniać zalety tej debilki.
- Natalie- zaśmiał się Damon.
- Dokładnie- potwierdziłam i napiłam się z butelki.
- Ona jest głupia- stwierdził.
- Co? Powinieneś za nią latać. A przynajmniej tak by zrobił Damon, którego znam- powiedziałam.
- Latałem już za dwiema laskami. I co mi z tego przyszło? Jedna wybrała mojego brata, a druga pierwotnego- powiedział i ponownie pociągnął spory łyk z butelki.
Zaśmiałam się.
- Nie masz szczęścia do kobiet- stwierdziłam i wzruszyłam ramionami. 
- Masz rację.
- A dlaczego ty chcesz się upić Damon?- spytałam.
- Najpierw chciałem iść do baru tylko na jedną szklaneczkę, ale wtedy Natalie powiedziała, że pójdzie ze mną i w drodze już zdecydowałem, że będzie to jedna butelka, ale później Natalie zabrał Elijah, a ja pozostałem przy swoim postanowieniu, ale później spotkałem mojego braciszka, jego dziewczynę i Marcela, którego Stefan uważa za przyjaciela, a i jeszcze dowiedziałem się, że Szeryf Forbes została zamordowana- powiedział.
Co? Szeryf Forbes nie żyje? Jak to?
- Poczekaj… Mama Caroline?- spytałam.
Pokiwał głową na znak potwierdzenia.
- O mój Boże- wyszeptałam.
- Piękne podsumowanie.

*Oczami Elijah*

- Opowiedz mi coś o tej Caroline. Damon nie chciał mi nic mówić- poprosiła.
- Po co chcesz wiedzieć Natalie?- spytałem.
- Bo chcę wiedzieć, dlaczego Klaus jeszcze za nią lata- oznajmiła.
- Może dlatego, że ją kocha? Nie pomyślałaś o tym?- zapytałem zły.
- Błagam cię Elijah! To jest Niklaus. Twój, bezduszny brat. On nikogo nie kocha. Nie oszukuj się- powiedziała.
- Niklaus się zmienił Natalie. Jest zupełnie inny- warknąłem.
- To jest tylko maska. I ty dobrze o tym wiesz. Kiedy miałam chwilę przerwy z zabijaniem ludzi, którzy mogą mnie uśmiercić przyglądałam się wam. Finn- zdrajca, Kol, który przeleżał połowę tego czasu w trumnie, Rebekah, która cały czas była nieszczęśliwa, bo jej brat nie pozwalał jej się zakochać, Niklaus, okrutny, bezduszny potwór, który myśli tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb no i ty, szlachetny Elijah. Cały czas wierzysz w odkupienie Klausa? Czy może w końcu przestałeś się łudzić?
- Mój brat znajdzie odkupienie. Cały czas w to wierzę Natalie. Mam nadzieję. A nadzieja upada ostatnia.


*Oczami Klausa*

Siedziałem w wygodnym, skórzanym fotelu samolotu, który kieruje się do Wenecji. Postanowiłem z Daviną i Ness, że zatrzymamy się w Wenecji, w jakimś hotelu na jedną noc, a później pojedziemy do Rzymu, gdzie mam swoją willę. Mam nadzieję, że Katy zgodzi się nam pomóc. Każda pomocna dłoń jest teraz ważna. Bardzo ważna. Spojrzałem na blondynkę siedzącą obok mnie. Spała. Nie dziwię się jej. Była zrozpaczona po śmierci matki. W uszach miała słuchawki od jej nowego, białego iPhone’a, którego kupiliśmy w drodze na lotnisko. Jej blond loki okalały jej twarz, zasłaniając przy tym jej część. W moich rękach spoczywał szkicownik i ołówek. Nie miałem ochoty rysować, więc postanowiłem przejrzeć moje szkice. Ten zeszyt ma już z około 800 lat. Nieźle się trzyma. Tutaj rysowałem bardzo ważne dla mnie rzeczy lub osoby. Widnieje tam chyba jedna podobizna Elijah, Kola, kilka Rebeki, kilkanaście Caroline i jedna Natalie.
Natalie… Jak ja chciałbym o niej zapomnieć.
Przypatrywałem się dłużej jej portretowi i z każdą sekundą przypominałem sobie wspomnienia z nią związane.
- Kto to?- usłyszałem pytanie, wypowiadane z ust Caroline.
Odwróciłem się w jej stronę i uśmiechnąłem się.
- Nie śpisz- stwierdziłem.
- W takich sytuacjach jak na złość nigdy nie potrafię zasnąć. Nie ważne jak bardzo bym chciała- oznajmiła.
Pokiwałem głową na znak, że rozumiem.
- Więc kto to?- zapytała ponownie.
- Nikt ważny- odpowiedziałem i zamknąłem szkicownik.
- Dzwoniłem do Damona- chciałem jak najszybciej zmienić temat.
- Powiedziałeś mu?- spytała.
Przytaknąłem.
- A Katherine i Elijah?
- Nie odbierają- odpowiedziałem.
Uśmiechnęła się lekko.
Powiedzieć jej, że Stefan jest w Nowym Orleanie?
- Klaus co przede mną ukrywasz?- spytała ciekawa.
- Ja? Przecież ja nie mógłbym ukrywać czegokolwiek przed tobą najdroższa- zaśmiałem się.
Caroline tylko przekręciła oczami na wyrażenie „Najdroższa”.
- Damon powiedział mi, że Stefan jest w Nowym Orleanie- powiedziałem po chwili ciszy.
- Co? Jest z Eleną?- spytała.
- Nie ma pojęcia. Nie pytałem- powiedziałem.
- Później do niego zadzwonię. Jak dojedziemy do Rzymu- powiedziała.
- Caroline, kochana postanowiliśmy z Ness i Daviną, że zatrzymamy się w hotelu w Wenecji i dopiero następnego dnia pojedziemy do Rzymu. Co ty na to?
- Mi pasuje. Oczywiście jeśli pokażesz mi Wenecję- powiedziała.
- Oczywiście, że ci ją pokażę. Jak mogłaś w to zwątpić?- zaśmiałem się.
Resztę lotu spędziliśmy w ciszy.

*Oczami Caroline*

Czekałam z Ness, aż Klaus i Davina wybiorą samochody. Postanowiliśmy, że pojedziemy dwoma, bo jak stwierdziła blondynka, gdyby Marcel nas szukał to trudniej będzie nas namierzyć czy coś w tym stylu.
- Jak to jest być czarownicą danego żywiołu?- zapytałam ciekawa odpowiedzi.
- Z jednej strony to super sprawa, ale z drugiej bardzo trudna. Trzeba uważać na każdy czyn, każdą emocję. Negatywne nastawienie w moim przypadku może wywołać powodzie, tsunami- odpowiedziała.
Uśmiechnęłam się do niej. Po chwili Klaus i Davina wrócili.
- Nigdy więcej nie wybieram z nim samochodu!- zaśmiała się Davina.
Klaus przekręcił tylko teatralnie oczami. Ruszyliśmy do samochodów i chwile później byliśmy w drodze do hotelu. Musze przyznać, że Wenecja jest już piękna z okna samochodu, więc nie mogę się doczekać, kiedy Klaus mi ją pokaże. Gdy byliśmy już w hotelu Klaus i Davina poszli do recepcji załatwić pokoje.
Dlaczego to oni zawsze coś załatwiają?
Oczywiście jak na złość pierwotny musiał wziąć pokój z jednym łóżkiem. Ruszyliśmy w stronę pokoi. Weszłam do pomieszczenia i tak samo jak w Londynie oniemiałam z wrażenia. Było idealnie, ale i tak najbardziej wywarł na mnie wrażenie balkon. Był wielki z widokiem na piękne, tętniące życiem miasto.
- To, co idziemy zwiedzać Wenecję?- spytał pierwotny z uśmiechem.
- Oczywiście- odpowiedziałam.

*Oczami Daviny*

- Caroline jest bardzo miłą osobą- stwierdziła Ness, która wylegiwała się na łóżku.
Wzięłyśmy pokój z dwoma łóżkami.
- Spostrzegawcza jesteś- droczyłam się.
- Spadaj. Wcześniej jej nie znałam, więc nie mogłam wiedzieć jaka jest- zaśmiała się razem ze mną. 
- W sumie racja- oznajmiłam- Co czytasz?
- Legendy spisane przez moją babcię- oznajmiła.
- Jeśli są spisane przez twoją babcię to wszystko musi być prawdą- powiedziałam.
- Wiem. Dlatego to czytam. Mogę dowiedzieć się czegoś przydatnego. Na razie nie było nic ciekawego, ale przed chwilą natrafiłam na coś, co się interesująca zaczyna- powiedziała.
- O czym jest?- spytałam ciekawa.
- O kobiecie, która została stworzona, by zabić mężczyznę- powiedziała.
- Masz rację bardzo ciekawe- prychnęłam.
- Ty nie rozumiesz ona się nie urodziła! Potężna czarownica ją wyczarowała- krzyknęła.
- Dobra czytaj tę legendę- powiedziałam zrezygnowana.
- Nie pożałujesz.

Potężna czarownica o imieniu Qetsiyah była zakochana. Jej wybrankiem był także potężny czarodziej - Silas. Ten jednak nie odwzajemniał jej uczuć, lecz gdy odkrył, że wiedźma ma do niego słabość postanowił to wykorzystać do własnych celów. Zaczął udawać miłość do czarownicy i podstępem skłonił ją by wykonała napój, który uczyni ich nieśmiertelnymi, by mogli żyć razem przez całą wieczność. Qetsiyah zrobiła wywar, który Silas wykradł, by podać go sobie i jego ukochanej- Amarze. Czarownica wściekła na mężczyznę rzuciła zaklęcie na Amarę, które polegało na tym, że dziewczyna przez całe swoje nieśmiertelne życie miała czuć ból każdej uśmierconej, nadprzyrodzonej istoty i zamieniła ją w kamień, mówiąc swojemu ukochanemu, że wyrwała jej serce. Silas był zrozpaczony. To jednak nie wystarczyło czarownicy. Stworzyła, więc kobietę. Piękną, idealną w każdym calu. Wykonała także lekarstwo na nieśmiertelność, które dała dziewczynie, którą stworzyła, by ta mogła zabić Silasa. Ten w strachu uciekł i ukrywa się przed kobietą, którą stworzyła czarownica po dzień dzisiejszy. Kobieta stworzona przez Qetsiyah była silna, piękna, w połowie także nieśmiertelna. Nie starzała się, ale mogła być zabita. Jednak nie przez byle kogo. Nie mógł jej zabić żaden mężczyzna. Istniał tylko jeden ród kobiet, które mogłyby zgładzić kobietę. Był to ród, który zapieczętowała przyjaciółka Qetsiyah, więc czarownica była pewna, że jej przyjaciółka nie pokrzyżuje jej planów i nikt z jej rodu nie zabije dziewczyny, którą stworzyła. Dzieło czarownicy jednak nie było w stu procentach tego pewna i po jakiś stu latach zaczęła zabijać każda dziewczynę z rodu przyjaciółki jej stwórcy. Podobno na dzień dzisiejszy żyją tylko trzy kobiety, które mogą ją zgładzić. Matka i dwie córki. Siostry jednak zostały rozdzielone i jedna z nich nigdy nie dowiedziała się o istnieniu drugiej. Starsza z nich musiała uciekać przed kobietą stworzoną przez pierwszą czarownicę. Ukrywa się i czuwa nad swoją młodszą siostrą po dzień dzisiejszy.

Siedziałam jak zahipnotyzowana. Ta historia była naprawdę ciekawa. Ness chyba zauważyła, że mi się spodobała, bo głośno się zaśmiała.
- Mówiłam, że nie pożałujesz.
- Twoja babcia może nie napisała, kim są te trzy kobiety, które mogą ją zabić?- spytałam.
- Tożsamość tych osób zna tylko ta kobieta, która chce je zabić. Nikt inny nie wie jak wyglądają i kim są- odpowiedziała.

*Oczami Caroline*

Nie myliłam się, uważając, że Wenecja jest piękna. Jest cudowna. Dzisiaj poznałam każdy jej zakamarek i dzięki Klausowi mnóstwo ciekawych historii związanych z tym miastem. Wracaliśmy właśnie do hotelu.
- Caroline…- zaczął Klaus- Mogę cię o coś zapytać?
Spojrzałam na niego.
O co mu chodziło?
- Jasne- odpowiedziałam.
- Wczoraj powiedziałaś, że ktoś pożałuje śmierci twojej matki. O kim mówiłaś?
Westchnęłam głośno.
- Zadzwoniłam do Matta i ten powiedział mi o śmierci matki, opowiedział szczegóły, które dowiedział się od kolegi policjanta, który zajmował się zabójstwem mojej matki i stwierdzone, że jej gardło zostało rozszarpane. Tak, jak robią to wampiry, ale to nie wszystko. Doktor Fell, kiedy robiła autopsję dowiedziała się, że w ranie na szyi jest mnóstwo jadu wilkołaczego. Co oznacza, że to wilk ją zamordował, ale jednak nie było pełni, więc musiała to być hybryda. A jedyna żyjąca hybryda oprócz ciebie to…- chciałam skończyć, lecz Klaus wszedł mi w zdanie.
- Tyler- warknął.
- Ale po co on miałby zabijać twoja matkę?- spytał.
- Uwierz mi nie mam pojęcia. Może to zemsta, że już go nie kocham?- zapytałam sama.
- Lockwood pożałuje, że kiedykolwiek się urodził obiecuję ci to Caroline- powiedział zły.
- Nie Klaus! Nie zabijesz go- powiedziałam stanowczo.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Sama go zabije…


_______________________________________________________________________________________________________
Hej!
Już dziewiętnasty rozdział! Niedługo będzie dwudziesty! :O Jak ten czas szybko leci XD
Było trochę Klaroline ^^ Nie za dużo, ale zawsze coś! XD
Była też jaka-taka scena z braćmi Salvatore XD Lubię ich razem!
Katherine chce się upić! I to przez tą głupią Natalie XD
W sumie to w tym rozdziale (mi) najbardziej podobała się legenda spisana przez babcię Ness ^^
Tak jakoś mi się spodobała XD
I tam-dam-tam… TYLER ZABIŁ MATKĘ CARE! XD A przynajmniej tak myśli nasza blondyneczka XD
I Caroline chce go zabić ;3
No cóż jak myślicie młody Lockwood przeżyje to starcie? :D
Nie no dobra kończę już tą mą przemowę, bo przynudzam XD
Pozdrawiam, życzę weny, świetnych ostatnich dni wakacji ( niestety ostatnich ;( ) i wszystkiego czego sobie zapragniecie! <3

Wasza Caroline xx. 

sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 18

Dzisiejszej nocy nie spałem. Nie mogłem. Cały czas zastanawiałem się, dlaczego matka Caroline nie żyje. Kto ją zabił? Bałem się też, że Caroline może nie dać rady z tą sytuacją i wyłączy uczucia. Naprawdę się bałem. Nie wyobrażam sobie, żeby ta młoda, roześmiana wampirzyca mogła być bezdusznym potworem bez uczuć. Nie wyobrażam sobie, aby ona była mną.
Tak. Jestem bezdusznym potworem, ale Caroline nim nigdy nie będzie.
Nie pozwolę na to. Nigdy.
Spojrzałem na blondynkę. Spała. Czarny tusz pozostawił smugi na jej twarzy, gdy płakała. Mimo wszystko i tak wyglądała pięknie. Jej głowa znajdowała się na moim torsie, a jej ręka obejmowała mnie w pasie. Wiem, że nie powinienem. Nie w tym momencie, ale strasznie cieszyła mnie bliskość blondynki. Objąłem ją jeszcze mocniej, jakbym bał się, że ucieknie i pogłaskałem ją po głowie. Była dla mnie ważna. Cholernie ważna. Jeszcze do nikogo czegoś takiego nie czułem. Po chwili blondynka zaczęła otwierać swoje piękne oczy.
Spojrzała na mnie. Jej oczy nie wyrażały tego, co zawsze. Teraz widać w nich było smutek, rozpacz… Chwilę na mnie patrzyła, a potem w jej oczach pojawiły się łzy.
- Caroline… Błagam nie płacz- wyszeptałem i pocałowałem ją w głowę.
Młoda wampirzyca wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Ja także objąłem ją solidniej.
- Caroline, posłuchaj mnie. Rozumiem cię. Twoja matka nie żyje, ale musisz się z tym pogodzić i żyć dalej- powiedziałem i cały czas głaskałem ją po włosach.
- Wiem Klaus. Ale to jest trudne. Osoba, z którą spędziłam całe życie została zabita. To nie jest takie łatwe- wyszeptała.
- Musisz być silna Caroline. Dla siebie, dla twojej mamy- oznajmiłem.
Blondynka oderwała się ode mnie i usiadła na łóżku, opierając się o ramę mebla. Zrobiłem tak samo.
- Nie bój się- wyszeptała i pogładziła mój policzek swoją dłonią.
- Czego mam się nie bać?- spytałem, nie rozumiejąc, o co jej chodzi.
- Nie wyłączę swojego człowieczeństwa. Wiem, że mama by tego nie chciała- powiedziała.
Odetchnąłem z ulgą.

*Oczami Caroline*

Widziałam ulgę wymalowaną na jego twarzy. On naprawdę bał się, że wyłączę uczucia?
- Idę się wykąpać- powiedziałam, a Klaus kiwnął głową.
Wzięłam naszykowane wczoraj ubrania i weszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Moje włosy były roztrzepane w różne kierunki, na twarzy widać było czarne smugi po zaschniętym tuszu do rzęs, opuchnięte, czerwone oczy od płaczu. Wyglądałam jak siedem nieszczęść lub jeszcze gorzej.
Jak Klaus mógł na mnie patrzeć? Przecież wyglądałam okropnie!
W miarę szybko się umyłam, ubrałam się w białą, koronkową sukienkę bez rękawów i beżowe balerinki. Swoje blond loki zostawiłam rozpuszczone. Nałożyłam trochę tuszu, błyszczyk i wyszłam z łazienki. Klaus stał na balkonie bez koszulki. No tak. Ubrudziłam ją wczoraj tuszem, gdy płakałam, wtulając się w niego. Wyszłam na balkon.
- Przepraszam za koszulkę- powiedziałam, nie wiedząc, co mówić.
Pierwotny odwrócił się do mnie i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech, lecz znacznie trudniej było mi to zrobić.
- Nie szkodzi- powiedział.
Podeszłam do barierki obok hybrydy.
- O której mamy lot?- spytałam.
- Za półtorej godziny- odpowiedział.
- Polubiłam Londyn- oznajmiłam.
- Wrócisz tu jeszcze. Masz całą wieczność- powiedział.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Wyglądasz ślicznie Caroline- powiedział i ruszył do łazienki, zostawiając mnie samą na balkonie.

*Oczami Damona*

- Opowiedz mi coś o tej Blondie- powiedział gość Mikaelsonów, który jak na złość musiał się ze mną wybrać do baru.
- Po pierwsze ona ma imię: Caroline, a po drugie tylko ja mogę mówić do niej „Blondie”- syknąłem.
- Pasuje do niej to przezwisko. Pewnie jest głupią, tępą blondynką.
- Caroline nie jest głupią blondynką- warknąłem.
Boże! Denerwowała mnie ta kobieta. Była gorsza od Katherine!
- Natalie- usłyszałem głos Elijah.
Błagam zabierz tę kobietę ode mnie!
- Elijah- uśmiechnęła się sztucznie.
- Możemy porozmawiać?- spytał.
Tak, tak, tak! Porozmawiajcie sobie jak za starych czasów, a mnie zostawcie z moim przyjacielem- alkoholem!
- Oczywiście- odpowiedziała.
Przekręciłem teatralnie oczami. Zachowywała się gorzej niż te wszystkie laski, którym się podobam.
Może i ta cała Natalie jest ładna i seksowna, ale jest strasznie denerwująca. No i co chwilę obraża moją Blondie. Z tego, co mi opowiedział Elijah to Klaus był w niej zakochany i ona to wykorzystała. Historia skończyła się tragicznie i nasz drogi Niklaus zabił dziewczynę. Dlatego Elijah był taki zszokowany, gdy ją zobaczył. Ona mu tylko powiedziała, że nie tak łatwo ją zabić. A potem oznajmiła, że musi porozmawiać z Klausem. Może jednak zrozumiała swój błąd i zrozumiała, że go kocha? Jeśli tak to za późno. On ma Caroline. Swoja drogą to im kibicuję. Zawsze im kibicowałem. Z dwojga złego Klaus jest lepszy od tej wywłoki- Tylera.
Natalie i Elijah poszli, a ja zostałem sam z butelką Whisky. Postanowiłem przejść się z moja nową, tymczasową przyjaciółką na spacer po Nowym Orleanie. Szedłem zatłoczonymi ulicami i popijałem z butelki. Z mojej przygody z alkoholem wyrwał mnie znajomy głos.
- Damon?
Odwróciłem się, a przed moimi oczami pojawiła się ostania osoba na tej planecie, którą chciałbym widzieć w tej chwili.
- Stefan, braciszku! Jak tam Twoja podróż?

*Oczami Marcela*

- Więc mówisz, że jesteś sobowtórem Katherine Pierce?- spytałem się dziewczyny, podając jej szklankę z krwią.
- Tak. Niestety. Nienawidzę jej. Zniszczyła mi życie. Jest to drugi potwór w moim w życiu, którego spotkałam- odpowiedziała.
- Kto był pierwszym?- zapytałem ciekawy.
- Niklaus Mikaelson- odpowiedziała bez zastanowienia.
- Znasz Klausa?- byłem zdziwiony.
- Na moje nieszczęście tak- odpowiedziała.
- Co ci zrobił?- spytałem ciekawy.
Może zyskam pomocników w wojnie z nim?
- Zabił moją ciotkę i mnie do rytuału, dzięki któremu włączył swoją wilkołaczą stronę. Jednak mój ojciec dzięki czarom zrobił tak, że powróciłam do życia- jako człowiek. Później zabrał mojego chłopaka ze sobą, gdzie zrobił z niego ponownie Rozpruwacza, zamienił mojego przyjaciela w hybrydę, gdy dowiedział się, że żyje zrobił ze mnie „bank krwi”, ponieważ dzięki niej mógł tworzyć swoje marionetki… Mam wymieniać dalej? Dużo tego jest- oznajmiła.
- Tyle mi wystarczy, by stwierdzić, że go nienawidzisz. I twój chłopak również- powiedziałem.
- Każdy go nienawidzi.
- Mam dla ciebie propozycję Eleno- powiedziałem.
- Jaką?
- Pomożesz mi w wojnie z Klausem?

*Oczami Caroline*

Wymeldowaliśmy się właśnie z hotelu. Po chwili do recepcji przyszła Davina. Miała na sobie sukienkę w kwiatki i dżinsówkę. Włosy zostawiła rozpuszczone. Wymeldowała się ze swojego pokoju i szybko do mnie podbiegła. Mocno mnie przytuliła.
- Tak mi przykro Caroline- powiedziała.
- Dziękuję- odpowiedziałam i ją przytuliłam.
- Powiedzieć Ness?- spytała.
- A mogłabyś nie mówić?- zapytałam niepewnie.
- Oczywiście- odpowiedziała z uśmiechem.
- Dziękuję- wyszeptałam, a Daviny po chwili już nie było, bo zobaczyła, że Ness przyszła.
- Gniewasz się, że jej powiedziałem?- spytał Klaus, który nagle pojawił się naprzeciwko mnie.
- Nie- uśmiechnęłam się lekko- Zrobiłeś mi przysługę.
Pierwotny spojrzał na mnie pytająco.
- Sama nie wiedziałabym jak to powiedzieć. Byłabym też bardzo wdzięczna gdybyś powiadomił też o tym Damona i resztę, a teraz chodź, bo spóźnimy się na lot- powiedziałam i pociągnęłam go za rękę, by poszedł ze mną.

*Oczami Elijah*

- Po co wróciłaś Natalie? I jaki cudem? Niklaus wyrwał ci serce na moich oczach- spytałem.
- Elijah naprawdę myślisz, że tak łatwo mnie zabić? Zdradzę ci w sekrecie, że nie może mnie zabić żaden mężczyzna. Mogę zginąć tylko z ręki kobiety, ale to nie może być byle jaka kobieta. Jest jeden ród, który może mnie zabić. Zostały mi tylko dwie. Resztę zabiłam. Jedna z żywych ucieka przede mną, a drugiej jeszcze nie znalazłam. A wróciłam, tak jak już mówiłam, by powiedzieć o czymś Niklausowi- powiedziała.
- Ale co?- zapytałem.
- Zadajesz dużo pytań Elijah… To, co chce powiedzieć powiem tylko i wyłącznie Klausowi. W cztery oczy- odpowiedziała.
- Co się z tobą działo przez ten cały czas?- spytałem.
- Tropiłam osoby, które mogą mnie zabić- odpowiedziała.

*Oczami Damona*

- Co tutaj robisz?- spytał mój brat, wyraźnie zadowolony moim widokiem.
- To ja powinienem zadać to pytanie tobie- powiedziałem, upijając spory łyk z butelki.
- Przyjechałem tu z Eleną. Nowy Orlean był naszym kolejnym punktem w podróży- odpowiedział.
- Cudownie- rzuciłem z sarkazmem i znowu się napiłem.
- A teraz może powiesz mi co tutaj robisz?- spytał ponownie mój brat.
Zapomniałem już jaki potrafi być uparty.
- Uratowałem damę z opałów, a teraz przesiaduje u wdzięcznych mi jej kompanów- odpowiedziałem i ponownie wypiłem trochę zawartości z butelki.
- Zapomniałem, że masz takie poczucie humoru- rzucił kąśliwie mój braciszek.
Od kiedy on taki jest? Pewnie ta zołza Elena go tak zmieniła. Jak ja mogłem się w niej zakochać. Byłem głupi.
- Za to ty go nie masz wcale- odgryzłem się i chciałem się ponownie napić, ale przerwał mi dzwoniący telefon.
Jeśli to Katherine, zabije ją.
Wyjąłem telefon z kieszeni. Pierce ma szczęście. Dzwonił Klaus.
- Kto dzwoni?- spytał mój brat.
- Bratnia dusza damy, którą uratowałem- odpowiedziałem i odebrałem telefon.
- Witaj nie mam teraz zbytnio czasu, mój braciszek się pojawił. Ale jeśli chcesz mnie zaprosić na ślub twój i pewnej blondynki to gadaj- powiedziałem szybko.
- Jesteś skończonym kretynem, wiesz o tym?- spytał.
- Ktoś już o tym wspominał. Jeśli się nie mylę to byłeś ty- odpowiedziałem.
- Dobra to teraz nie jest ważne. Musze ci coś powiedzieć- oznajmił.
- No dawaj. Jestem gotowy na wszystko. Nawet na to, że nasza blondynka cię pokochała- powiedziałem.
- Jej matka nie żyje debilu- syknął.
Że co? Liz nie żyje?
- Co?- spytałem zaskoczony.
- To co słyszysz. Wczoraj Caroline chciała do niej zadzwonić, ale nie odbierała, więc zadzwoniła do tego rozgrywającego, a ten powiedział, że jej matka została zamordowana- oznajmił.
- Kto ją zabił?- spytałem.
- Nie mam pojęcia. Ale Caroline wie, bo mówiła, że ktoś tego pożałuje. Teraz śpi, więc jej nie zapytam- wyjaśnił.
- Ale jeśli będziesz wiedział cokolwiek to do mnie zadzwoń- powiedziałem.
- Jasne. Poczekaj czy ty powiedziałeś, że Stefan jest w Nowym Orleanie?- spytał.
- Tak. Przerwał mi spotkanie z butelką alkoholu- odpowiedziałem.
- Pozdrów, dawnego Rozpruwacza- powiedział i się rozłączył.
- O co chodzi? Kto nie żyje?- spytał mój brat.
- Szeryf Forbes została zamordowana- oznajmiłem, do końca jeszcze w to nie wierząc.
- Mama Caroline?- spytał- Muszę zadzwonić do Care. A co jeśli ona wyłączy uczucia?
- Nie dzwoń do niej. Ona teraz śpi- powiedziałem.
- Skąd wiesz?- spytał.

- Długa historia. Trzeba dokupić dwie butelki jeśli chcesz tego słuchać.

_______________________________________________________________________________________________________________
Hej!
Przepraszam za kolejną przerwę, ale wena ponownie mnie opuściła ;(
Teraz wyjeżdżam na tydzień, więc też nic dodam na blogi :(
Jak się Wam podobał rozdział? 
Mam dla Was wiadmość: 
Poszukeje chetnych bloggerek do współpracy na blogu "Eyes don't lie". Jeśli ktoś byłby zainteresowany proszę napisać do mnie: 
kara21@onet.pl
Pozdrawiam, życzę pomysłów, miłego miesiaca wakacji, świetnej pogody i wszytskiego czego sobie zapragniecie <33
Caroline xx. 

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 17

Uśmiech od razu wdarł mi się na twarz. Ness wydawała się być naprawdę miłą osobą. I jeszcze nam pomoże! Boże! Uwielbiam tę dziewczynę!
- To ja teraz pójdę się przejść z Ness, jeśli oczywiście nie macie niczego przeciwko- powiedziała Davina.
- Idźcie- odpowiedziałam od razu, nie dając dojść do słowa Klausowi.
- To my zmykamy- oznajmiła Davina i chwilę później jej i Ness już nie było.
Nadal byłam uśmiechnięta.
- Co masz ochotę robić kochana?- spytał po chwili uśmiechnięty Klaus. 
Ugh. Kochana. Nienawidzę jak tak do mnie mówi.
- Nie mam pojęcia. Może ty masz jakiś pomysł?- zapytałam.
- Szczerze nie mam żadnego pomysłu. Londyn pokazałem ci wczoraj, więc nie mamy więcej do roboty- odpowiedział.
Westchnęłam.
- Możemy wrócić do hotelu jak chcesz. Zadzwonimy do Katherine, Elijah i Damona i powiemy im, że Ness zgodziła się nam pomóc- zaproponował.
- To dobry pomysł. Od razu się spakuje- oznajmiłam.
Klaus uśmiechnął się do mnie i ruszyliśmy w stronę hotelu. Szliśmy normalnym, ludzkim krokiem, a nie wampirzym tempem, ponieważ żadnemu z nas nie śpieszyło się. Niedługo później byliśmy w hotelu. Weszliśmy do pokoju, a ja od razu wskoczyłam na łóżko. Nadal byłam śpiąca.
- Nadal śpiąca?- spytał Klaus z rozbawieniem.
- Niestety- odpowiedziałam.
- Powinnaś dostać miano: „Śpiąca Królewna”- stwierdził.
Zaśmiałam się głośno. Klaus również się zaśmiał. Po chwili wyjął telefon i wybrał jakiś numer.
- Dzwonię do Elijah. Wezmę na głośnik to też z nim porozmawiasz- powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko.
Jezu. Ten Klaus, który jest tu teraz w niczym nie przypomina Klausa z Mystic Falls. W niczym nie przypomina bezdusznego potwora bez uczuć. On jest inny. Jest teraz czuły, zabawny, troszczący się. To jest inny Klaus. W towarzystwie tego Klausa czuje się swobodnie. Czuje się dobrze. Nie to, co z tym bezdusznym potworem, do którego wysyłali mnie moi przyjaciele bym go czymś zajęła, kiedy to oni planowali kolejny plan zemsty, który zresztą nigdy się nie udawał. Pytaniem jest tylko:
Czy Klaus zawsze taki był? Miły, czuły? Czy udawał bezdusznego potwora? Czy się zmienił? A może ma dwie twarze?
- Halo?- rozległ się głos starszego Mikaelsona w telefonie.
- Witaj bracie- przywitał się Klaus.
- Niklaus. Jesteście już po spotkaniu z czarownicą?- spytał od razu.
- I jak? Mała, silna wiedźma pomoże?- rozległ się drugi głos.
Damon.
- Cześć Damon- przywitałam się z nim.
- Blondie! - krzyknął.
- Ona ma imię- Caroline- syknął Klaus.
- Dobra, spokojnie. Klaus nie bulwersuj się, bo ci żyłka pęknie- zaśmiał się.
Klaus chciał mu już wygarnąć, ale powstrzymałam go, łapiąc jego rękę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie. Odwzajemniłam uśmiech.
- Więc… Ness zgodziła nam się pomóc- powiedziałam.
- Już lubię tę wiedźmę. Może się z nią zaprzyjaźnię- oznajmił Damon.
 Wszyscy się zaśmialiśmy.
- A gdzie mieszka następna czarownica?- włączyła się w rozmowę Katherine.
- W Rzymie- odpowiedział Klaus.
- A jaka? Znaczy chodzi mi czy od ognia, czy od powietrza? A tak w ogóle to czym włada Ness?- spytał Damon.
- Ness jest czarownicą od wody, a w Rzymie mieszka Katy- czarownica od powietrza- oznajmiłam.
- No dobrze. Życzę wam miłej podróży do Rzymu. Do usłyszenia- powiedział Elijah.
- Dziękujemy bracie. Do usłyszenia- powiedział Klaus i rozłączył się.

*Oczami Elijah*

Niklaus rozłączył się, a ja schowałem telefon do kieszeni marynarki. Czułem na sobie spojrzenia Katherine i Damona.
- Dlaczego nie powiedziałeś im o naszym gościu?- spytał Damon.
 - Nie mogę mu tego teraz powiedzieć. Czuje, że Niklaus jest teraz szczęśliwy. I wydaje mi się, że naprawdę kocha Caroline. Nie mogę mu teraz powiedzieć, że ona jakimś cudem wróciła- odpowiedziałem.
- Ugh. Dlaczego nie?- spytała Katherine.

- Katerina dobrze znasz historię Niklausa- oznajmiłem.
- Elijah, ale on kocha Caroline. Widać to kilometr. To, że ona wróciła niczego nie zmienia- powiedziała Pierce.
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale Katherine ma rację Elijah. Twój brat na jakiś chory sposób kocha Blondie i nic tego nie zmieni- powiedział Damon.
Chwilę później usłyszałem głośny śmiech i prychnięcie. W wejściu od salonu pojawił się nasz niezapowiedziany gość.
- Wy naprawdę sądzicie, że Niklaus kocha tą blondyneczkę? Jesteście śmieszni. Widziałam jej zdjęcia. Może i jest ładna, ale zgaduje, że niczym więcej nie dysponuje. Klaus pewnie chce ją tylko zaciągnąć do łóżka, a gdy już to zrobi zostawi ją lub zabije. Taki już jest. Nikt się dla niego nie liczy. Nikogo nie kocha. Oszukujecie się, myśląc, że jest inaczej- oznajmił nasz gość i uśmiechnął się złowieszczo.

*Oczami Marcela*

Minęły trzy dni odkąd Klaus i Caroline wyjechali. Zastanawiało mnie tylko jedno:
Czy Klaus czuł coś do tej blondynki?
Nie… To niemożliwe… Że niby Klaus Mikaelson coś poczuł? I to do zwykłej, nic nieznaczącej wampirzycy?
Ale w sumie nigdy go takiego nie widziałem. Nie chciał jej oddać. Inaczej się przy niej zachowywał. No normalnie jakby się zakochał.
A może oni znali się wcześniej?
Muszę się tego dowiedzieć. Ale to później. Teraz mam ważniejsze sprawy do zrobienia. Diego właśnie mnie poinformował, że złapali dwóch nowych wampirów, którzy zawitali do Nowego Orleanu. Trzeba im oznajmić co mogą robić, a czego nie mogą. No i oczywiście najważniejszą rzecz:
Trzeba im uświadomić, kto tu rządzi.
Diego powiedział mi, że mogę być troszeczkę zszokowany, gdy zobaczę jednego z tych wampirów.
Ale czym mogę być zszokowany?
Z tą myślą ruszyłem do pokoju, gdzie czekają na mnie schwytane wampiry. Powoli wszedłem do pomieszczenia, zobaczyłem te wampiry, a na moją twarz od razu wkradło się wielkie zdziwienie.
Tego się nie spodziewałem.
- Mówiłem, że możesz być zszokowany- powiedział mój przyjaciel.
Wampiry spojrzeli na siebie, jakby rozumieli, o co nam chodzi.
- Mam rozumieć, że poznaliście już Katherine Pierce?- spytała dziewczyna.
- Tak. I mam jedno zasadnicze pytanie- powiedziałem.
- Wiem, o co chcesz zapytać. Ale najpierw chce coś ustalić. Powiem ci wszystko, a ty w zamian powiesz mi, gdzie ona teraz jest, żebym mogła ją zabić- powiedziała.
- Powiem ci to od razu, bo sam chce zobaczyć jak ta suka umiera, a Elijah Mikaelson cierpi. Mieszka na obrzeżach miasta, w posiadłości Mikaelsonów, razem z Elijah i Klausem- oznajmiłem.
- Poczekaj… Ona mieszka z Klausem pod jednym dachem i jeszcze żyje?- spytał chłopak siedzący obok dziewczyny.
- Tak. Dlaczego miałaby być martwa?- spytałem.
- Ponieważ Klaus ścigał ją 500 lat, po by ja zabić- oznajmił.
- Nie wiedziałem o tym. Najwyraźniej jej przebaczył. A teraz wracając do mojego pytania. Dlaczego wyglądasz identycznie jak Katherine?- pytanie skierowałem do dziewczyny.
- Jestem jej sobowtórem. Nazywam się Elena Gilbert, a to jest Stefan Salvatore- odpowiedziała dziewczyna.

*Oczami Daviny*

- Skąd znasz Klausa i Caroline?- spytała Ness.
- Mieszkałam w Nowym Orleanie. Klaus i jego brat przeprowadzili się tam niedawno. Polubiłam ich i zaczęłam pomagać. A, że nienawidzę Marcela, to pomoc im przychodziła mi jeszcze łatwiej. Tak jak mówiłam Klaus wygrał Caroline w tej całej gierce Marcela. Ją także polubiłam- odpowiedziałam.
- Klaus ją kocha, prawda?- zadała kolejne pytanie.
- Chyba tak. Znaczy on na razie się doi tego nie przyzna. Chyba, że przed Caroline. Skąd wiedziałaś?- spytałam ciekawa.
- Błagam cię! To widać gołym okiem. Sposób jaki na nią patrzy jest nie do opisania- oznajmiła.
 Zaśmiałam się.
- Może masz rację- powiedziałam.
- Na pewno mam rację- zaśmiała się.
- Oczywiście- droczyłam się z nią.
Obie głośno się zaśmiałyśmy i poszłyśmy po walizkę Ness. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo brakowało mi mojej przyjaciółki.

*Oczami Klausa*

Po spakowaniu się Caroline postanowiła zadzwonić do swojej matki. Dałem jej swój telefon, a blondynka poszła porozmawiać na balkon. Musze jej kupić telefon. Usiadłem na łóżko, chwyciłem szkicownik i ołówek i znowu zacząłem rysować pewną postać.
Pewną blondynkę, która teraz rozmawiała ze swoją rodzicielką.
Caroline.
Tym razem dokończałem pewien rysunek. Obrazek przedstawiał ją, gdy spała.
Jej piękne, blond loki okalały jej twarz przez co wyglądała tak bardzo niewinnie.
Kto by pomyślał, że ten anioł może być złem wcielonym?
Wampirem?
Wydaje się taka delikatna….
Ale to tylko złudzenie. Jest to silna, niezależna kobieta.
Po chwili Caroline wróciła do pokoju. Była zapłakana. Zdziwiony szybko do niej podszedłem.
- Caroline co się stało?- zapytałem z troską w głosie.
Caroline spojrzała na mnie i jeszcze bardziej się rozpłakała, wtulając się we mnie.
- Caroline, co się stało?- ponowiłem pytanie.
- Błagam Klaus, nie pytaj o nic… Po prostu mnie nie puszczaj- poprosiła i wtuliła się we mnie jeszcze bardziej.
Mocno ją przytuliłem, pocałowałem w czubek głowy i wyszeptałem:
- Nigdy cię nie puszczę Caroline.
Staliśmy tak pół godziny, może godzinę? Nie miałem pojęcia. To się wtedy nie liczyło. Liczyło się wtedy tylko to, że miałem ją w swoich ramionach.
Caroline oderwała się ode mnie i spojrzała na mnie wciąż zapłakanymi oczami.
- Proszę powiedz mi co się stało- powiedziałem i delikatnie dotknąłem jej policzka moją dłonią.
Caroline złapała ją w swoją dłoń i przytrzymała na swoim policzku.
- Zadzwoniłam do mamy, ale ona nie odebrała. Zadzwoniłam, więc do Matta i wtedy on mi to powiedział- zaczęła wyjaśnienia, ale nie dokończyła, ponieważ znów wybuchła płaczem.
- Caroline… Nie płacz. Błagam cię nie płacz. Nie znoszę tego widoku- powiedziałem i znowu ją przytuliłem.
- Ona nie żyje- wyszeptała.
- Kto?- spytałem szybko.
- Moja mama- odpowiedziała i znowu się rozpłakała.
- Przykro mi Caroline- powiedziałem, gdy ją od siebie osunąłem i złapałem jej twarz w dłonie.
Uśmiechnęła się delikatnie, co przyszło jej z wielkim trudem.
- Dziękuję, że to jesteś Klaus- powiedziała.
Zdziwiło mnie to. Nawet bardzo. Uśmiechnąłem się do niej lekko.
- Powinnaś się położyć- powiedziałem.
Ona kiwnęła głową i ruszyła w stronę łóżka. W wampirzym tempie znalazłem się przy niej. Zabrałem z łóżka szkicownik i ołówek. Caroline położyła się na łóżku. Chciałem odejść, ale poczułem uścisk na nadgarstku.
- Zostań… Nie zostawiaj mnie teraz samej. Proszę- wyszeptała.
Szybko położyłem się na łóżku koło niej, wyciągnąłem swoją dłoń, po to by Caroline mogła się położyć. Caroline położyła głowę na moim torsie, a ja ręką, na której leżała delikatnie głaskałem po głowie. Drugą zaś objąłem ją w pasie, przyciągając jeszcze bliżej. Gdyby nie sytuacja z jej matką, byłbym teraz najszczęśliwszym mężczyzną na tej planecie. Caroline nadal płakała.
- Zabije go. On odpowie za to co zrobił mojej mamie- wyszeptała.
- Kto?- spytałem, ale Caroline już spała.

 _______________________________________________________________________________________________________________________________
Witajcie! 
Wróciłam!
Miałam dość dużą przerwę za co bardzo Was przepraszam!
Jesteście cudowni, a ja zaniedbuje bloga :(
Wstyd mi za siebie. 
Ale mam nadzieję, że mi wybaczycie!
Rozdział się spodobał? Mam nadzieję, że tak. 
Co sądzicie o nagłym pojawieniu się Eleny i Stefana?
A przede wszystkim:
Jak myślicie kim jest niezapowiedziany gość u Mikaelsonów? 
Pozdrawiam Was gorąco, życzę pomyśłow, pięknej pogody, miło spędzonego czasu i wszystkiego czego tylko sobie zapragniecie! <3
Caroline xx. 



czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 16

*Oczami Caroline*
Powoli otworzyłam oczy. Bałam się spojrzeć w jego piękne oczy. Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło, że poprosiłam go żeby się ze mną położył.
Boże!
Przecież ja narobiłam mu nadziei.
Czułam, że jestem trzymana w żelaznym uścisku Klausa.
- Dzień dobry- usłyszałam radosny głos pierwotnego.
Otworzyłam szeroko oczy i uśmiechnęłam się serdecznie. Klaus odwzajemnił uśmiech.
- Jak się spało?- spytał.
- Dobrze… Ale nadal jestem śpiąca. Przez ciebie!- poskarżyłam się.
Klaus głośno się zaśmiał.
- Przeze mnie?- spytał wciąż rozbawiony.
- Tak przez ciebie- powiedziałam dźgając go w brzuch.
- Ała!- udawał- Co ja ci takiego zrobiłem?
- Obudziłeś mnie!- krzyknęłam.
- Przepraszam cię bardzo, ale na widok ciebie wiercącą się i niemającą miejsca nie potrafiłem zrobić niczego innego- wyjaśnił.
"Uważaj, bo ci uwierze"
- Uważaj, bo ci uwierzę- zaśmiałam się.
Klaus przekręcił teatralnie oczami i wstał z łóżka. Dopiero teraz zauważyłam, że jest jedynie w spodniach od pidżamy. Spojrzałam na jego umięśniony tors. Na myśl, że niedawno znajdowałam się w ramionach Klausa czułam się dziwnie.
Chciałam pozostać w jego ramionach, cieszyłam się tą chwilą, podobało mi się, nie żałuje…
Nie powinnam się tak zachowywać prawda?
Klaus zauważył, że cały czas patrzyłam na jego tors i uśmiechnął się szeroko. Zawstydzona skierowałam mój wzrok na moje paznokcie i poczułam jak na moje blade policzki wdzierają się rumieńce. Nagle zadzwonił telefon Klausa.
- To Elijah. Pójdę odebrać, a ty w tym czasie się wyszykuj- powiedział, a ja kiwnęłam głową.
Klaus wyszedł na balkon, a ja ruszyłam w stronę walizki. Na dworze było ciepło, więc zdecydowałam założyć krótkie, dżinsowe spodenki, biały T-shirt z jakimś nadrukiem i balerinki. W razie, czego założę jeszcze szary sweterek. Szybkim krokiem weszłam do łazienki. Znając życie Klaus będzie długo rozmawiał z Elijah, więc postanowiłam wziąć długi, ciepły prysznic. Zdjęłam swoją pidżamę i weszłam pod prysznic. Ciepła woda spływała po moim ciele, tym samym rozluźniając je. Sięgnęłam ręką po żel pod prysznic i nasmarowałam nim swoje ciało. Miał lawendowy zapach. Mój ulubiony. Chwilę później wyszłam z kabiny i owinęłam swoje nagie ciało puszystym ręcznikiem. Moje bose, rozgrzane od ciepłej wody stopy zetknęły się z zimnymi kafelkami, tym samym wywołując u mnie chwilową gęsią skórkę. Wytarłam moje mokre ciało i założyłam przygotowane wcześniej ubranie. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Delikatnie wydłużyłam swoje rzęsy czarnym tuszem, nałożyłam trochę różu i przejechałam błyszczykiem po moich wargach. Wyglądałam dobrze. Po chwili wyszłam z łazienki i przed moimi oczami pojawił się Klaus, który siedział na łóżku i coś szkicował. Gdy wyczuł moją obecność podniósł na mnie wzrok, uśmiechnął się do mnie i odłożył ołówek i szkicownik. Wstał powoli z łóżka i ruszył w stronę łazienki i przypadkowo ocierając swoją dłonią o moją. Zadrżałam. Dlaczego on tak na mnie działa? Położyłam się na łóżku i myślałam. O wszystkim. O tym, czy uda nam się zabić Marcela, o tym, co później ze mną będzie, o mojej nowej przyjaźni zarówno z Damonem jak i z Katherine. Moje życie zmieniło się. Ja się zmieniłam. Już nie myślę o tym, co powiedzą moi przyjaciele. Teraz mam to gdzieś. Moje rozmyślenia przerwał pierwotny, który właśnie wyszedł z łazienki.
- Idziemy już?- zapytałam.
- Za chwilę, tylko napije się krwi. Chcesz może?- zapytał.
Przytaknęłam. Mimo iż nie czułam strasznego głodu wolę się pożywić teraz niż później nie wytrzymać i kogoś skrzywdzić. Po chwili Klaus wrócił z dwoma woreczkami krwi i rzucił mi jeden.
- Dziękuje- powiedziałam i zabrałam się życiodajny płyn.
"Teraz mozemy iść"
Gdy skończyłam pić skierowałam się w stronę kosza i wyrzuciłam pusty woreczek. Klaus zrobił tak samo.
- Teraz możemy iść?- spytałam.
Klaus uśmiechnął się i podszedł do mnie. Dzieliła nas niewielka odległość. Spojrzał na mnie i starł swoim kciukiem strużki krwi w okolicach kącików ust.
- Teraz możemy iść- oznajmił i ruszył do drzwi.
Zrobiłam tak samo. Na korytarzu zobaczyliśmy jak zwykle uśmiechniętą Davinę. Miała na sobie białą bokserkę, spódniczkę w kwiatki, zielony sweterek i balerinki. Włosy pozostawiła rozpuszczone. Wyglądała ślicznie. Na nasz widok uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
- Dobrze, że już jesteście. Za pół godziny mamy spotkanie z Ness- poinformowałam nas i ruszyła.
Zrobiliśmy to samo. Drogę przebyliśmy w ciszy. Nie była to niezręczna cisza. Każdy z nas podziwiał Londyn, mimo że jeden z nas był tu setki razy. Myślę, że za każdym razem odczuwa to samo i poznaje piękno tego miasta od nowa. Byliśmy umówieni z Ness w jakiejś kawiarni. Gdy przyszliśmy na miejsce czarownicy jeszcze nie było. Było ciepło, więc postanowiliśmy usiąść na zewnątrz i tam poczekać na Ness. Zastanawiałam się, jaka będzie. Czy jest taka jak Davina? Czy może to jej zupełne przeciwieństwo? W mojej głowie tworzyło się mnóstwo obrazów dotyczących tej dziewczyna. Klaus i Davina zaczęli o czymś rozmawiać, a ja nadal zastanawiałam się nad Ness. Dlaczego chce nam pomóc? Nagle Davina przestała słuchać Klausa i spojrzała intensywnym wzrokiem w jakieś miejsce. Po chwili uśmiechnęła się szeroko.
"Ness ;)"
- Ness!- krzyknęła, a ja momentalnie odwróciłam się w stronę, w którą patrzyła Davina.
- Davina!- przed moimi oczami pojawiła się śliczna brunetka.
Podeszła do nas, a blondynka wstała z krzesła i mocno ją przytuliła. Widać było, że się przyjaźnią. Po chwili Davina oderwała się od Ness i spojrzała na mnie i Klausa.
- Ness poznaj Klausa i Caroline- przedstawiła nas- Caroline, Klaus poznajcie Ness.
- Miło mi cię poznać- powiedział Klaus wstając z miejsca, podchodząc do czarownicy i delikatnie całując ją w dłoń.
- Uwierz mi to dla mnie też jest przyjemnością poznać najpotężniejszą istotę na świecie- powiedziała, a Klaus cicho się zaśmiał.
Ja także wstałam z miejsca, podeszłam do Ness i podałam jej dłoń.
- Mi też miło cię poznać- powiedziałam.
- Mi również- odpowiedziała i usiedliśmy przy stole.
Davina i Ness zaczęły chwilę wspominać. Dowiedziałam się, że dziewczyny znały się ze sobą od dziecka. Zupełnie jak ja i Bonnie. Na samo wspomnienie przyjaciółki chciało mi się płakać. Ale nie będę płakać! Postanowiłam sobie to. Żadnych łez, chyba, że ze szczęścia, co nie zdarzy się w najbliższym czasie, ale w końcu mam przed sobą całą wieczność. W końcu musi mnie spotkać szczęście. Zresztą Bonnie pewnie też nie chciałaby żebym cały czas płakała. Nigdy nie znosiła, kiedy płakałam. Zawsze mi to powtarzała. Na samo to wspomnienie lekki uśmiech wdarł mi się na uśmiech. W rozmowie Daviny i Ness wyłapałam także, że brunetka zna miejsce zamieszkania kolejnej czarownicy. Czarownica od powietrza- Katy. Z tego, co usłyszałam znajduje się w Rzymie. Zawsze chciałam zwiedzić to miasto, a znając pierwotnego na pewno mi je pokaże. I to sto razy lepiej niż jakikolwiek przewodnik. Opowie mi historie, o których zwykłym przewodnikom się nie śniło.
- Dobrze jestem za tym, żeby przejść do głównej sprawy naszego spotkania- zaproponowała Ness.
- Jestem za- powiedział Klaus.
- Więc?- zapytała brunetka.
Davina wzięła głęboki wdech i zaczęła.
- Ness pamiętasz Marcela?- brunetka pokiwała głową, a w jej oczach pojawiła się nienawiść na dźwięk tego imienia- Jest on teraz królem Nowego Orleanu i co miesiąc organizuje „grę” dla wampirów ze swojego kręgu.
- Jaką grę?- zapytała ciekawa.
"[...] przyjaźnili..."
- Uprowadza jakąś wampirzycę i później losuje nazwisko jakiegoś wampira. I ten, który zostanie wylosowany dostaje tę wampirzycę i może z nią zrobić cokolwiek chce- wyjaśniła.
- Caroline jest jedną z tych wampirzyc, które zostały porwane do tej losowanki. Wygrał ją Klaus. Na szczęście znali się dłużej i się przyjaźnili- przed słowem „przyjaźnili” zrobiła przerwę, gdyby nie była pewna czy to dobre określenia na nasze relacje. W sumie to sama nie miałam pojęcia, jak nazwać nasze relacje- Niestety Marcel nie pogodził się zbytnio z tym, że musiał ją oddać i teraz robi wszystko byle ją tylko odzyskać. Za to Klaus robi wszystko byle jej nie stracić. I tak oto trwa wojna między Klausem i Marcelem. Znaczy ona toczyła się już od dawna. Po prostu od pojawienia się Caroline wojna zaostrzyła się i stawka podniosła się dla obu. Tą stawką jest Caroline. Nie wiem po, co jest potrzebna Marcelowi, ale wiem, że Klaus nie da jej skrzywdzić- dokończyła.
- Ale nadal nie powiedziałaś mi, czego ode mnie oczekujesz- powiedziała brunetka.
- To proste. Prosimy cię tylko o to, żebyś pomogła nam zniszczyć Marcela- wtrącił się Klaus.
- Trzeba było tak od razu! Oczywiście, że wam pomogę. Marzę tylko o tym, żeby zobaczyć jak ten sukinsyn ginie….


Hej!
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam to nowego rozdziału, ale poprawianie ocen, brak weny, testy, kartkówki...
To wszystko zmówiło się przeciwko mnie.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodobał ;)
Życzę Wam miłego piatku i weekendu ;) 
Pozdrawiam i życze duzo słoneczka, ciepełka, mało nauki, miło spędzonego czasu i czego Wy tam sobie jeszcze chcecie <3
Caroline xx